...
520km w jedną stronę |
Wyjechałem w czwartek w nocy i miałem do pokonania w sumie 520km z Zielonej Góry do Pogorzelca. Gdzie miałem zarezerwowany nocleg w stanicy wędkarskiej na czas zawodów. Trasy nie znałem i mocno obawiałem się, że moje ponad 20 letnie i mocno jednak już wysłużone autko, popsuje się gdzieś na autostradzie. Na szczęście dało radę. Jechałem w sumie 7 godzin z dwoma postojami, aby odpocząć. Z początku miałem jechać z kolegą na te zawody, ale niestety nie mógł i na ostatnią chwilę szukałem noclegu. W stanicy wędkarskiej zamieszkałem w dwuosobowym nieocieplanym drewnianym domku z mocnymi przeciągami. Nie życzę nikomu takiego noclegu. Dobrze, że chociaż miałem prąd i telewizję, ale nocami bardzo ciężko było zasnąć, bo temperatura w środku oscylowała koło kilku stopni powyżej zera. Strasznie zmarzłem przez te kilka nocy. Hehe dobrze, że nie zamarzłem, a czułem się tak, jakby niewiele brakowało. W cieplejszej porze roku mógłbym jednak polecić ten ośrodek. Bardzo surowy wystrój wnętrza i ciekawy plakat na ścianie, to było moje otoczenie po każdej turze zawodów. Następnym razem muszę bardziej zatroszczyć się o zakwaterowanie. Zwłaszcza jesienią.
...
...
Rozpoczęcie zawodów odbyło się w Serocku pod ratuszem i po odtworzeniu hymnu oraz uroczystym otwarciu imprezy. Pojechałem na zebranie techniczne, na którym przedstawiono jak będzie wyglądał przebieg zawodów. Trochę posłuchałem bez większych emocji i wróciłem do swojego domku, gdzie do późna starałem się zasnąć z powodu przenikliwego chłodu. Kolejnego dnia musiałem wcześnie wstać i zameldować się w Serocku, bo tam pierwszego dnia przypadał mój sektor. Oczywiście jeszcze wtedy byłem pełen nadziei, że na pewno jakoś to będzie i może uda się fajnie połowić.
Uroczyste rozpoczęcie zawodów |
...
Pierwsza tura zawodów to były dla mnie zmagania w sektorze B czyli w
Serocku. Byłem na łodzi z zawodnikiem, który tak jak ja przyjechał bez
własnej łódki. Na szczęście bezproblemowo wynajął łódź w stanicy
wędkarskiej. Miał także silnik elektryczny oraz echosondę, więc nie
byliśmy na całkiem straconej pozycji. Chociaż zważywszy na to, że chyba
wszyscy pływali na silnikach spalinowych. Mieliśmy o wiele trudniej
dostać się szybko na najatrakcyjniejsze miejsca przed konkurencją.
Łowienie rozpoczęliśmy od dość płytkiego miejsca gdzie bujnie rosły
grążele i to w bardzo dużej odległości od brzegu. Wydawało się, że to
bankowa miejscówka i w zielsku oraz na jego skraju muszą być okonie i
szczupaki. Dość szybko na gumkę firmy Keitech zaliczyłem pierwsze
skubnięcie okonia, którego nie zaciąłem w porę. Obłowiliśmy skrupulatnie
tą płyciznę i ja niestety nie doczekałem się tam żadnych więcej brań.
Próbowałem na wszelkie sposoby dobrać się też do szczupaków na większe
przynęty takie jak lekkie gumy i obrotówki. Kolega z premedytacją i
wielkim wędkarskim kunsztem posyłał swoje sprawdzone przynęty w samo
zielsko co skutkowało tym, że sprowokował do brania szczupaka, który
odciął mu przynętę oraz miał kilka brań na pusto. Ryby były na prawdę
bardzo ostrożne i niechętnie dawały się skusić na nawet najbardziej
wyszukane przynęty. W duchu zazdrościłem tym wszystkim ekipom, które z
zawrotną prędkością przemieszczały się po sektorze i łowili w ten sposób
ryby. Trzeba było znaleźć miejsca grupowania się drapieżników. My jako
osoby nie trenującego wcześniej na tej wodzie. Musieliśmy zdać się na
intuicję w wyborze miejsca oraz połączyć to z ultra precyzyjnym
prowadzeniem przynęty. Poszukiwania ryb w strefie brzegowej nic nie
dało. Czas kończył się, a my nadal na zero. Na sam koniec zawodów
popłynęliśmy w głębsze miejsce bez zielska. Gdzie dno od grążeli dość
gwałtownie opadało. Był to strzał w dziesiątkę i w końcu pojawiły się
ryby. Kolega wyjął kilka małych okoni, a ja na małą gumkę na 4g główce
poczułem wyraźne przytrzymanie w opadzie. Zaciąłem w porę, a moja
delikatna wędka ugięła się w piękny dla oka łuk oraz poczułem bardzo
przyjemny opór na kiju. Łowiłem bez stalki, a żyłka miała średnicę
0,14mm. Nogi aż mi ugięły się gdy zobaczyłem przy powierzchni szczupaka.
Modliłem się, aby mi nie spadł lub nie odgryzł przynęty. Na szczęście
był zacięty tak, że nie miał gumki głęboko w pysku. Jak był już w
podbieraku olbrzymią ulgę odczułem połączoną z niebywałą radością.
Kolega chwilę później wyjął wymiarowego okonka i tym samym udało
uratować się nam przed wyzerowaniem. Dwa malutkie okonie złowiłem także
chwilę przed sygnałem kończącym turę. Szczupak miał długość 66,2cm i dał
mi 12 miejsce w sektorze. Jak na razie był to dobry wynik. W
klasyfikacji ogólnej byłem na 35 miejscu. Ten dzień w mojej ocenie mógł
skończyć się lepiej, ale w związku z brakiem rozpoznania wody i tym, że
mieliśmy wolną łódź. Nie powinienem narzekać. Szkoda, że wcześniej nie
szukaliśmy ryb na głębszej wodzie, a ja przy ewidentnie słabym żerowaniu
ryb. Nie pobawiłem się z bocznym trokiem. Jednocześnie gratuluję tym co
zajęli najwyższe lokaty, bo popisali się najwyższymi umiejętnościami
spinningowymi i doskonałym rozpoznaniem tego arcytrudnego łowiska. Ja w
dobrych nastrojach wróciłem do Pogorzelca i nawet czekająca mnie kolejna
mroźna noc nie przerażała.
Miejsce startu sektor B - Serock |
...
Sektor C - mocno wiało |
Druga tura to był sektor C czyli rejon w okolicach miejscowości Zegrze
Południowe. Paskudna pogoda z tak silnym wiatrem, że fale na zbiorniku
były momentami straszne, a ja chwilami niepewnie czułem się na tej
naszej także wynajętej łódce. Tym razem kompan z łodzi też nie znał
wody, ale za to zabrał ze sobą silnik spalinowy. Marne to było jednak
pocieszenie przy "sztormie" na zbiorniku. Tym razem popłynęliśmy na
początku w okolicę starego mostu gdzie nie mieliśmy żadnego brania.
Później skryliśmy się w miarę osłoniętej od wiatru zatoczce i zaczęliśmy
szukać okoni w strefie przybrzeżnej. Szybko wydłubałem wymiarowego
okonka na Keitecha na główce 4g. Później jeszcze 4 sztuki wymiarowe,
które trzeba było wydłubywać spod samego brzegu. Okonie brały
niesamowicie delikatnie w opadzie i trzeba było mocno skupić się, aby
zaciąć w tępo. Kolega wyjął jednego wymiarowego okonia. Boczny trok nie
sprawdzał się w tym miejscu. Trzeba było łowić z główką. Połowiliśmy
dłużej w tej zatoczce i popłynęliśmy dalej. Był to w mojej
ocenie błąd, bo przy tak silnym wietrze. Paskudnie spinningowało się z
łódki mocno kołyszącej się na falach. Zaczęliśmy więcej pływać niż
łowić. Trafiliśmy na kilka miejscówek gdzie fala była trochę mniejsza, ale nie miałem tam żadnego brania, a kolega z łódki wyjął tylko jednego malutkiego szczupaczka. Generalnie machaliśmy już bardziej za szczupakiem niż okoniami. Czas mijał, a ja nadal z pięcioma okoniami, a kolega z jednym. Około godzinę przed końcem zawodów zrezygnowaliśmy z dalszego pływania w ciemno. Po bardzo zburzonym zbiorniku i postanowiliśmy popłynąć tam gdzie padły na samym początku jedyne nasze ryby. Zostaliśmy tam już do końca tury co skutkowało "wymęczeniem" przeze mnie szóstego wymiarowego okonia. Kolega z łódki niestety nie poprawił swojego wyniku i został z jednym okoniem na swojej karcie startowej. Tego dnia w sektorze zająłem 18 miejsce, a w klasyfikacji generalnej wskoczyłem na 31 pozycję. Jako debiutant na takich zawodach i spinningista typowo rzeczny. Czułem, że po dwóch dniach osiągnąłem dobry wynik, bo przecież rywalizowałem z najlepszymi wędkarzami spinningowymi w kraju, którzy sprzętem i doświadczeniem wędkarskim bardzo mocno mnie przewyższali. Do ostatniej tury postanowiłem podejść na luzie, bo nie miałem już żadnych szans na miejsce na podium.
Malutkie okonie z olbrzymiej wody |
...
Trzecie ostatnia tura zawodów i sektor A w Pogorzelcu. Tym razem trafiłem na specjalistę w dziedzinie łowienia okoni, który miał bardzo szybką łódkę oraz echosondę na niej. Popłynęliśmy w okolice mostu. Gdzie dzień wcześniej padło sporo okoni i szczupaków na delikatne zestawy. Wypływaliśmy jako jedna z późniejszych jednostek i dlatego było tam sporo ekip przed nami. Ledwo znaleźliśmy miejsce, aby zakotwiczyć łódź z zachowaniem przepisowych odległości od innych zawodników. Już w pierwszych rzutach na "szczęśliwego" Keitecha na 4g główce, wyjąłem pierwszego niewymiarowego okonia. Później jeszcze kilka kolejnych też na główkę. Kolega łowił głównie na boczny trok i idealnie wykorzystywał ustawienie łodzi, bo mógł komfortowo rzucać z rufy w kierunku środka zbiornika. Najwyraźniej okonie były daleko od brzegu na większej głębokości, bo kolega na troka co jakiś czas wyjmował rybę, która najczęściej była niewymiarowa. Też zacząłem łowić na boczny trok i pechowo trafiały się mi same malutkie okonki. Kolega miał więcej szczęście i trafił w sumie bodajże 6 wymiarowych okoni i szczupaka, który też wziął na boczny trok i jakimś cudem nie odgryzł przynęty. Ja na swojego pierwszego wymiarowego okonie i zarazem jedyną moją wymiarową rybę tego dnia. Czekałem bardzo długo, a po wyjęciu, której zacząłem rzucać za szczupakiem z nadzieją na jedno branie i odwrócenie sytuacji na łódce. Niestety woda nie była mi przychylna i nie doczekałem się brania szczupaka. Mieliśmy pechową łódkę nr 13 :) Dla mnie pechową. Tego dnia na łódce zdecydowanie przegrałem i spadłem w generalnej klasyfikacji zawodów z 31miejsca na dopiero 74 pozycję. Może za rok też uda mi się pojechać i poprawić ten niechlubny mój wynik. Najwyraźniej nie dla mnie łowiska ze stojącą wodą i duszę wędkarską sprzedałem mojej kochanej odrze. Jak dobrze pamiętam to złowiłem w sumie 13 okoni z czego tylko jeden miał wymiar. Wielką atrakcją było dla mnie płynięcie na motorówce.
...
Może i wyniku jakiegoś dobrego nie osiągnąłem, ale pomimo to imprezę będę wspominał bardzo pozytywnie. Miło było rywalizować na tym pięknym akwenie z najlepszymi wędkarzami w kraju. Jednocześnie po tym co widziałem. Doszedłem do wniosków, że w dzisiejszych czasach, aby liczyć się na zawodach klasy krajowej. Trzeba mieć spory budżet, bo bez własnej szybkiej łódki, echosondy oraz dużej ilości wolnego czasu na treningi. Nie ma co liczyć na regularne wysokie wyniki. Dlatego wolę zdecydowanie zawody z brzegu na Odrze. Sprzęt na odrze ma mniejsze znaczenie oraz na zawodach mistrzowskich jest losowanie podsektorów, więc i "szybkie nogi" nie mają znaczenia. Trzeba bardziej skupić się na prawidłowym odczytaniu łowiska i dopasowaniu się do niego. Po za tym wolę łowić w samotności, a na łódce jakoś dziwnie się czułem. Wychowałem się blisko Odry i całe życie łowię na niej, więc nie ma co dziwić się, że jednak mam mieszane uczucia co do innych łowisk i zawodów rozgrywanych na nich. Choć muszę przyznać, że w takiej formie co odbyły się Mistrzostwa Polski. Możliwość oszukiwania jest znikoma, bo zawodnicy do łodzi są losowani i każdy patrzy sobie na ręce. Co innego na Odrze gdzie trzeba przedzierać się często przez krzaczory, a zawodnika nikt nie pilnuje. Mogę tylko mieć ślepą wiarę, że na zawodach okręgowych są wszyscy tak czyści jak ja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz