środa, 2 listopada 2016

1 listopada - Nie dla mnie szlajanie się po cmentarzach - Sandacz i boleń odra m. Milsko.

Dla większości osób 1 listopada był dniem: zniczy, kwiatów, korków i jeszcze paru innych spraw mało związanych z pamięcią o osobach zmarłych. Ja w tym cyrku nie brałem udziału, bo najzwyklej w świecie uważam, że to dzień kiczu i obłudy. Wolałem pojechać sobie na kilka godzin nad odrę w pobliżu miejscowości Milsko. Wiele lat temu lubiłem łowić na płytkich ostrogach w górę rzeki. Gdzie jako dzieciakowi trafiały mi się kapitalne bolenie. Wczoraj upatrzyłem sobie głębsze ostrogi na zakręcie, na których moim zdaniem powinienem mieć dużą szansę złowić sandacza. Kobieta wysadziła mnie na promie i pojechała z dzieckiem do teściowej, a ja ruszyłem w górę rzeki na ciekawe ostrogi. Łowienie rozpocząłem od ostatniej "normalnej" ostrogi, za którą są już bardzo płytkie i nieciekawe dla mnie ostrogi, o tej porze roku. W mojej głowie spinningisty narodziła się teoria, że pewnie drobnica opuściła bardzo płytkie piaszczyste klatki i przeniosła się w głębsze miejsce ze spokojną wodą, a za nią drapieżniki. Pierwsza taka głębsza klatka była wg moich "teorii" miejscem grupowania drobnicy jesienią i żerowiskiem dla sandaczy.
Seledynowy Cannibal był tym razem uzbrojony w lżejszą 10 gramową główkę, bo płycej i chciałem poszukać ryb też na spokojniejszej wodzie. Kilka rzutów i mam pierwsze delikatne "pstryknięcie" podczas opadu gumy w klatce. Później jeszcze kilka brań, których autentycznie nie mogłem zaciąć. Wiedziałem już, że ryby tam są i moje teorie okazały się słuszne. Rzut daleko w nurt wzdłuż główki, odczekanie paru sekund, aby przynęta opadła i powolne ściąganie wg zasady, że przynęta musi po poderwaniu i opadzie, dotknąć dna. W opadzie poczułem stanowcze branie i tym razem ryba zawisła na haku. Po chwilowym holu wyjąłem sandacza długości 66cm. Zrobiłem szybką fotkę i zwróciłem rybie wolność, bo nie jestem wędkarzem, który zabiera wszystko co złowi do domu. Połowiłem jeszcze chwilę na tej ostrodze, co skutkowało urwaniem kilku cennych przynęt. W tym ostatniej sztuki mojego szczęśliwego Cannibala w jaskrawym kolorze. Dalej łowiłem na białego z czarnym grzbietem.
...
.
Sandacz długości 66cm
Główkę niżej złowiłem na gumę bolenia długości 65cm, który wziął w opadzie jak sandacz. Bardzo ucieszył mnie ten przyłów. Na białą gumę z czarnym grzbietem w średnim rozmiarze nie było żadnego brania, a ja postanowiłem spróbować na największy kaliber z serii gum Cannibal. Rzut w klatkę i powolne ściąganie, aż tu nagle jakby przynęta wlazła w zaczep. Chwilę postałem z wygiętą w pałąk wędką, a tu akcja jak w jakimś filmie, bo "zaczep ożył"!!! Autentycznie pomimo dokręconego prawie na maksa hamulca w kołowrotku, rybie udało się wybrać kilkanaście metrów plecionki i zrobić przy powierzchni kocioł na wodzie, po którym zobaczyłem jak machnęła mi płetwą "na do widzenia". Wąsaty król rzeki spadł mi z haka, zostawiając mnie bardzo poruszonego całym zdarzeniem, na brzegu. Mogła być ryba sezonu, a zamiast tego został tylko kawał plecionki umazanej śluzem i trochę zsunięta z haka duża guma na 14g główce dżigowej. Hmmm dawno nie miałem takiej jazdy nad wodą... Później nie miałem już żadnych brań i wróciłem do domu. Boleń został oczywiście tak jak sandacza. Wypuszczony z powrotem do wody. 
....
Boleń 65cm - jesienny przyłów na gumę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz