środa, 29 czerwca 2016

Zawody Spinningowe "Puchar Odry" 26.06.2016r - Odra w m. Radnica

Jestem już po pierwszych w tym roku zawodach spinningowych zaliczanych do Mistrzostw Okręgu Zielonogórskiego i jednocześnie drugich zaliczanych do Grand Prix Okręgu Zielonogórskiego. Impreza ta odbyła się na Odrze niedaleko miejscowości Radnica dnia 26 czerwca 2016 roku. Postaram się zdać relację z tego wydarzenia z mojej perspektywy zawodnika.
...
Rywalizowało 41 osób - pomimo kapryśnej pogody
Puchary były dla trzech najlepszych zawodników.
Przez kilka dni przed zawodami panowały bardzo męczące upały, a ja liczyłem, że taka sama aura będzie także na tej imprezie, bo podczas upałów wiele osób sobie nie radzi, a ja zazwyczaj potrafię dobrać się do kleni na przelewach. Niestety pogoda bardzo zmieniła się i ja dzień przed zawodami nerwowo przepakowywałem to co miałem w swojej kamizelce wędkarskiej. Temperatura mocno spadła, momentami bardzo mocno wiało, przelotne opady deszczu i zachmurzone niebo. W takich warunkach sceptycznie podchodzę do łowienia kleni na przelewach oraz boleni, które potrafią w takich warunkach być bardzo kapryśne i trudne do przechytrzenia. Mocniejszą wędkę miałem zrobioną na plecionce z nastawieniem na "sandaczowy strzał", a drugą delikatniejszą z przeznaczeniem na jednak jakieś klenio-jazie lub okonie, którymi ratowałbym się przed ewentualnym zerem. Ranga tych zawodów wymagała losowania podsektorów, w których zawodnik musiał łowić przez pierwsze 30 minut zawodów, a później mógł już przemieszczać się w dowolne miejsce na terenie zawodów i tam łowić przez kolejne 6 i pół godziny. "Podsektor" to za duże słowo, bo faktycznie losowało się konkretną główkę. Ja wylosowałem nr 25, czyli musiałem iść 14 główek w dół od miejsca zbiórki. Podczas spaceru na wylosowaną ostrogę, zażartowałem do znajomego, który szedł w tym samym kierunku, że "widzimy się później na pudle". Każdy zawodnik miał pół godziny na dojście do swojego stanowiska. 
...
Szkoda, że leszcze nie liczą się do punktacji spinningowej.
Bardzo byłem zadowolony z mojej ostrogi, bo kończyła się ona wyraźnym przelewem, ciekawym napływem, a w dół było głęboka klatka. Po sygnale rozpoczynającym łowienie, wykonałem kilka rzutów na przelew bez większych nadziei, bo tak wiało, że nawet rzut małym woblerkiem sprawiał trudność. Zdecydowałem się zapolować na grubszego zwierza i obłowić po "sandaczowemu" głębokie międzytamie, przy użyciu jaskrawej gumy na główce 15g. Czasami takie postawienie wszystkiego na jedną kartę skutkuje jednym braniem i udanym holem, po którym ląduje się na pudle. Dość długo łowiłem tak w opadzie z kilkoma podejrzeniami brania i nawet raz wyjąłem jakąś łuskę na haku po podejrzanym pstryknięciu. Im bliżej południa tym robiło się cieplej, a wiatr momentami ustawał. Na napływie zauważyłem kilka zbiórek jakiś dużych ryb. Boleń też pogonił kilka razy, więc sandaczom odpuściłem i zabrałem się za bardziej finezyjne łowienie. Na początek zaplanowałem sobie, że spróbuję dobrać się do tych ryb co zbierały najprawdopodobniej jakieś owady z powierzchni. Nie trudno się domyśleć, że na agrafce zapiąłem małego smużaczka. Koło 15minut machania i widzę jak chwile po opadnięciu przynęty w wodę, coś zbiera mój wobler i wygina wędkę w przyjemny dla oka łuk. Po sekundzie ryba spadła mi, a Ja wielce wędkarskie "kurwa" wykrzyknąłem na cały głos. Zabrałem się później do łowienia na typowo kleniowe woblerki i wirówki na przelewie, i napływie. Przelew był pusty, a na napływie podczas prowadzenia mikro obrotówki firmy "lukris". Zaciąłem rybę i z wielkim uśmiechem holowałem, aż zobaczyłem przy brzegu, że wziął mi leszcz, który i tak nie zalicza się do punktacji na zawodach spinningowych. Bardzo mnie to wkurzyło, bo widziałem, że już parę osób wołało sędziów do mierzenia swoich ryb, a ja nadal byłem z wynikiem zerowym...
...
Piękny boleń na smużaczka i powrót do walki o dobre miejsce.
Pora zmienić główkę i pójść na głębokie ostrogi w dół Odry. Jedna była wolna, dość szeroka i z bardzo wyraźnym płytkim przelewem. Straciłem wiarę w złowienie sandacza i dlatego rozpocząłem łowienie od przeczesania woblerem typu smużak, płytkiego ów przelewu. Ślepy los mi sprzyjał, bo w przytrzymanego woblerka uderzył mi z wielką furią boleń. Nogi mi aż ugięły się, bo od wyholowania tej ryby mogło wszystko zależeć. Na cienkiej żyłce (0,14mm) ryba z początku robiła długie odjazdy, aby po kilku minutach opaść z sił i dać się mi podebrać. Nareszcie mogłem wezwać sędziego, aby zmierzył moją rapę i wpisał jej długość do mojej kart startowej. Ryba z tego co pamiętam miała 57cm długości i po zrobieniu mi przez sędziego zdjęcia (szkoda, że sędzia uciął mi głowę na tej fotografii) została w bardzo dobrej kondycji wypuszczona. Miałem jeszcze ponad trzy godziny łowienia i wielkie nadzieje na dołowienie jeszcze czegoś. To było jedyne moje branie na przelewie. Na kolejnej główce na napływie stały okonie, których złowiłem 6 sztuk na woblerek "horn" firmy Hunter. Tylko jeden delikatnie przekroczył 20cm i został dopisany do mojej karty. Ewidentny moim zdaniem brak kleni na przelewach (na obławianych przeze mnie główkach), zmusił mnie do próbowania szukania ich przed ostrogami na napływach w szybszym nurcie, gdzie było trochę głębiej. Na ostrodze, przy której kiedyś była przeprawa promowa. Udało mi się tym sposobem na ten sam wobler co złowiłem okonia. Zaciąć ładnego jazia, który był trzecią i ostatnią punktowaną dla mnie rybą. Zawody zakończyły się, a ja z wielką irytacją stwierdziłem, że nie ma w pobliżu żadnego sędziego, któremu mógłbym oddać kartę startową. Dlatego z prezesem mojego klubu i jeszcze jednym zawodnikiem, który miał ten sam problem co my. Szybko zaczęliśmy przedzierać się przez potężne chaszcze w kierunku kapitanatu, aby tam zdać szybko nasze karty startowe. Podczas tego przedzierania się, zgubiłem siatkę gdzieś w krzakach. Po dotarciu do miejsca zbiórki i zdaniu karty z moim wynikiem. Nie liczyłem na wysokie miejsce i po rozmowach z innymi zawodnikami dowiedziałem się, że np. znajomy, z którym szedłem z rana. Złowił największego bolka zawodów, a ja będę prawdopodobnie i tak minimalnie wyżej przed nim. Podczas ogłaszania wstępnych wyników okazało się, że jestem na 5 miejscu! Co było dla mnie dużym szokiem i powodem do chwilowego wybuchu radości. Kolega z największym boleniem był na 6 miejscu z minimalnie niższym wynikiem punktowym. Przypominam, że na pierwszych zawodach do GP zająłem 6 miejsce i dlatego mam obecnie wysokie miejsce w punktacji ogólnej i liczę się nadal w walce o Mistrzostwo Okręgu i wysoką lokatę w Grand Prix Okręgu. Mam nadzieję, że szczęście mnie nie opuści i na kolejnej imprezie zanotuję także wysoką lokatę.
...
Najlepsza szóstka zawodów i ja na piątej lokacie.
Tabela z wynikami pierwszej 20-stki.

niedziela, 26 czerwca 2016

Piąta nocka i rekordowy sandacz na spinning - 86cm 4,7kg

W zeszły piątek pojechałem z kolegą Markiem pospinningować nocą, w moje "tajne" miejsce, w którym złowiłem kilka dni wcześniej dwa sandacze. Opisałem ten wypad wędkarski we wcześniejszym poście na moim blogu wędkarskim. Oczywiście kumpel przed tym jak pojechaliśmy na ryby, musiał mi złożyć przysięgę, że nie zdradzi nikomu tej miejscówki. Nie chciałbym, aby nagle tam wszyscy moi znajomi zaczęli łowić, bo mogłoby zabraknąć miejsca dla mnie, a poza tym nie lubię tłoku nad wodą (ryby też). Na łowisku byliśmy koło 22 godziny, więc zaczynało się ściemniać, a my szybko rozłożyliśmy wędki. Mój kompan został poinstruowany przeze mnie, że jak znajdziemy się na ów opasce. Musi zachować ciszę i nie łazić za dużo po kamieniach, bo to płoszy ostrożne sandacze, które nocą wypływają z nurtu pod sam brzeg, aby żerować na drobnicy. Zajęliśmy stanowiska i zaczęliśmy łowić, Ja na moje sprawdzone woblery, a Marek na gumy na lekkiej główce. Było widać, że ryby żerują i drobnica co chwile była płoszona przez jakieś drapieżniki. Na początku jak zaczęliśmy spinningować, były to prawdopodobnie klenie i bolenie. Gdy zrobiło się już kompletnie ciemno, ataki na drobnice były rzadsze, ale za to sprawcami ich były już właśnie moim zdaniem sandacze. Po około 40 minutach łowienia zaliczyłem tylko jedno mocne puste branie na woblera, więc przenieśliśmy się trochę w dół opaski. Łowiłem tradycyjnie na mój ulubiony nocny wobler. Czyli firmy "GLOOG" model "NIKE" dł. 10cm pływający. Nowe stanowisko nie przyniosło także nam żadnej ryby, a w mojej głowie zaczęły rodzić się przypuszczenia, że jak wcześniejsze nasze stanowisko "wyciszyło się" to warto jest po cichu wrócić się i jeszcze raz spróbować tam łowić. Kumpel został, a ja w trzecim rzucie w wcześniej obłowionym miejscu. Poczułem wyraźnej mocne branie i dużą rybę walczącą na mojej wędce. Ryba na plecionce zrobiła dwa krótkie odjazdy na plecionce zaraz po braniu i kilka silnych zrywów przy samym brzegu. Jak poświeciłem latarką zobaczyłem potężnego sandacza zapiętego na jednej kotwicy od woblera. Gdy poczułem, że jest już wyraźnie wymęczona, podholowałem ją do brzegu i wchodząc po kolana do wody. Szczęśliwie ją podebrałem, a kolega zabrał się do robienia mi zdjęć z tym sandaczem. Miarka pokazała 86cm długości, a waga 4,7kg, więc był to mój rekord życiowy w tym gatunku. Marek połowił jeszcze chwilę po tej akcji i udało się mi go przekonać do powrotu do domu, bo jak na jedną noc to już chyba nie mamy co liczyć na więcej, a łowisko jest przepłoszone po tym holu. Ryba wzięła koło godziny 23:30. Jak tylko znajdę trochę wolnego czasu, na pewno wrócę tam, a wtedy kto wie... może uda mi się poprawić ten wynik. Odra to taka rzeka, która potrafi wędkarza zaskoczyć.
...
Mój rekordowy sandacz tej nocy - 86cm 4,7kg

czwartek, 23 czerwca 2016

Nareszcie nocny komplet sandaczy - nocka nr 4

Jednak jest tak, że "do czterech razy sztuka". Właśnie czwarty wypad w tym roku ukierunkowany na nocne łowienie sandaczy. Przyniósł mi pierwsze "mętnookie" w tym sezonie, które bardzo mnie ucieszyły. Łowiłem na krótkiej opasce z wyraźnym nurtem i dość nierównym dnem z różnymi "niespodziankami". Niestety nie podam szczegółowych namiarów, bo nie lubię tłoku nad wodą. Wszystko działo się w zeszły wtorek. Nad wodą byłem koło 20godziny i zanim nastał mrok. Spinningowałem na okolicznej ostrodze, na której na małe woblerki chciałem pobawić się z jakimiś kleniami lub boleniami. Na napływie ów główki utworzyła się duża łacha z piachu, przy której gromadziła się drobnica. Chwilowa obserwacja i już wiem, że drobne rybki są regularnie nękane przez kilka drapieżników, które przed i po ataku zostawiały wyraźne ślady na powierzchni. Na agrafce zapiąłem malutkiego "smużaka" i zacząłem posyłać go za miejsca ataków drapieżników. Kilkanaście minut i dosłownie po sekundzie od wpadnięcia przynęty w wodę, zobaczyłem bardzo widowiskową zbiórkę mojej przynęty. Chwilowy hol i na brzegu zameldował się taki około wymiarowy boleń, którego wypuściłem po zrobieniu zdjęcia. Później postanowiłem obłowić napływ tej ostrogi na wobler "horn" od firmy "Hunter". Tak z pół godziny machania i wyraźne przytrzymanie przynęty, po którym poczułem leniwy około 10 metrowy odjazd pod prąd na prawidłowo wyregulowanym hamulcu kołowrotka. Ryba po tym odjeździe spięła mi się!
...
Bolek na smużaka.
Już nie miałem żadnego brania w tym miejscu, a że słońce chyliło się ku zachodowi. Przemieściłem się na ów opaskę, co do której miałem podejrzenia wizyt nocnych sandaczy i boleni. Z pół godziny jak było jeszcze widno porzucałem "hornem" i wyjąłem trzy takie z 20cm okonie "stojące" przy kamieniach. Nadeszła pora na konkretniejsze rybki i zastosowanie mocniejszego sprzętu i przynęt typowych do nocnego spinningowania. Osoby śledzące wpisy na moim blogu wiedzą jakie woblery stosuję. Natomiast nowi mogą odszukać post, na którym pokazałem na jakie woblery łowie nocą sandacze i bolenie. Pierwsze po zachodzie słońca wpłynęły w łowisko bolki, które zostawiały wyraźne ślady na powierzchni. Próba złowienia ich przyniosła mi jedno puste mocne branie. Jak już nastała noc zobaczyłem, że przy samej ostrodze rybki są wyraźnie poruszone i co jakiś czas są obiektem takich ataków, że pojedyncze sztuki wyskakiwały nad wodę. Była pełnia to widziałem wszystko dość wyraźnie. Drapieżniki najwyraźniej wypływały z głównego nurtu i bardzo dyskretnie podpływały pod sam brzeg, aby żerować na drobnych rybkach szukających schronienia na noc wśród kamieni. Ustawiłem się idealnie tak, że mogłem posłać przynętę za miejsce ataków i prowadzić ją wzdłuż opaski. Musiałem zachować ciszę, więc wszelkie przemieszczanie się po brzegu, nie wchodziło w grę, bo było za duże ryzyko wywołania hałasu na luźnych kamieniach. Moją przynętą był 10cm wobler firmy GLOOG model "nike" z jasnym brzuchem i czarnym grzbietem. Kilka rzutów i wyczułem delikatne puknięcie, które było na tyle podejrzane dla mnie, że skwitowałem je zacięciem. Poczułem rybę na kiju i szczęśliwie wyholowałem pierwszego wymiarowego sandacza, który był delikatnie zapięty na jednej kotwiczce. 
...
Pierwszy mój wymiarowy sandacz w tym roku.
Po holu i zrobieniu zdjęcia rybie oraz szybkiemu uśmierceniu jej. Wróciłem do łowienia i tak jak wcześniej wykonywałem długie rzuty w poprzek nurtu, a później pozwalałem mojej przynęcie przy ciągłej pracy, zbliżyć się do samego brzegu. Wobler prowadziłem wzdłuż opaski w bardzo wolnym tempie z kilkusekundowymi przerwami, po których delikatnie podszarpywałem nim i prowadziłem dalej. Nie minęło nawet 10minut i kolejne branie. Hol na plecionce był bardzo pewny i szybko ryba znalazła się na brzegu. Tym razem zrobiłem zdjęcie rybie "z ręki" i tak jak wcześniej w humanitarny szybki sposób uśmierciłem moją regulaminowo złowiona zdobycz. Sandacz ma bardzo dobre mięso, a zabranie dwóch takich rybek nie zaszkodzi temu łowisku. Lepiej moim zdaniem zabrać dwie tej wielkości ryby niż jakiś ponad 80cm okaz. Jak złowię sandacza ponad 90cm to na pewno będzie szkoda mi go i zwrócę mu wolność. A tymczasem...
...
Drugi "smoczek" tej nocki.
Na brzegu miałem już komplet, a zegarek wskazywał prawie północ, więc wg. regulaminu mógłbym próbować po północy złowić jeszcze dwa sandacze i wrócić do domu z 4szt (czasowo złowione w dwa różne dni). Myślę, że szanse miałbym duże, bo nadal co jakiś czas było widać ataki na drobnicę, ale o 6 godzinie zaczynałem pracę, której jest taki charakter, że muszę być w miarę wypoczęty. Dlatego zwinąłem wędki i udałem się do domu, w którym czekało mnie jeszcze patroszenie i skrobanie ryb. Gdybym miał wolne w pracy to na pewno bym łowił do samego rana. 
...
Bardzo fajny sandaczowy komplecik.
Jeszcze kilka dni i będę mógł zapolować na króla odry, czyli suma. Przeciwnik to największej wagi i mam nadzieję, że będzie mi dane zmierzyć się z nim w tym sezonie wędkarskim... Niezależnie czy moje zmagania zakończą się sukcesem, czy porażką :) o wszystkim napiszę na moim blogu wędkarskim :)

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Boleń - porady spinningowe - woblery na rapy - część 2

Porady spinningowe: Jak złowić bolenia? Moje sprawdzone przynęty / woblery boleniowe. Stosowane w porze dziennej.
 

Boleń (Rapa) jest dla mnie jako spinningisty bardzo pożądanym trofeum. Podczas wypadów wędkarskich nad Odrę zawsze zabieram ze sobą pudełko z moimi ulubionymi przynętami na tą rybę. Gatunek powszechnie występujący w Odrze. Zdradzający często swoją obecność widowiskowymi atakami na drobnicę. Potrafi spinningistę doprowadzić czasami do wielkiej frustracji, bo nie jest wcale łatwym do przechytrzenia przeciwnikiem. Bywają dni gdy ewidentnie żerują, a nie chcą skusić się na nawet najbardziej wyszukane przynęty. Niejeden spinningista po kilku godzinach bezowocnego łowienia w miejscu gdzie bolki szalały w najlepsze. Rezygnował i opuszczał zdawałoby się bankową miejscówkę o przysłowiowym kiju. Na łamach mojego bloga wędkarskiego opisałem już w jednym ze wcześniejszych postów. Miejsca, w których w mojej ocenie jest najłatwiej złowić Rapę. Teraz postaram się napisać na jakie przynęty łowię bolenie i czym w mojej ocenie powinien charakteryzować się dobry wabik boleniowy. Stosuję głównie woblery na bolki i bardzo rzadko odchodzę od tej grupy przynęt przy spinningowaniu z nastawieniem na tą rybę.
...
Rapy to ryby, które najczęściej żerują w szybkim nurcie lub w jego okolicach. Dlatego wobler boleniowy musi być wykonany typowo pod takie warunki. Są wędkarze, którzy potrafią łowić bolki w stojącej wodzie, ale ja do nich nie należę, więc nie będę wypowiadał się w tym temacie. Wracając do woblerów na bolenie szybkiego nurtu...
....
1. Korpus mocno spłaszczony bocznie i wydłużonego kształtu. Wynika to z tego, że przynęty boleniowe nie mogą stawiać zbyt dużego oporu podczas nawet najszybszego prowadzenia pod szybki nurt.
2. Tonący i dość dużej wagi jak na swój rozmiar. Za lekka przynęta byłaby za mocno wypychana do powierzchni i nie dałoby się nią daleko rzucić. Te ryby często żerują dość daleko od brzegu lub wędkarz, aby ich nie spłoszyć musi wykonywać rzuty np. z połowy długości ostrogi. Pomimo tego, że ryby żerują przy samych kamieniach na szczycie główki.
3. O stonowanych kolorach tak, aby wabik przypominał ubarwieniem podstawowy pokarm boleni czyli ukleję. Mi najbardziej sprawdziły się wobki o grzbietach w kolorze: Szarym, czarnym, zielonym, ciemnym niebieskim oraz o jasnych bokach z czasami drobną ilością brokatu.
4. Mały ster skierowany prawie pionowo w dół, który nie stawia dużego oporu w wodzie. Wykonany z nie za cienkiego poliwęglanu, bo takim wabikiem nie raz uderzymy o kamienie, a branie bolenia też jest bardzo mocne.
5. Praca w wodzie. Najważniejsza rzecz, która prowokuje drapieżnika do ataku w naszą przynętę. Większość wędkarzy myśli, że skuteczny wobler musi wyraźnie pracować na wędce. W wypadku boleni jest całkiem inaczej. Przynęta powinna tylko minimalnie odchylać się na boki, podczas bardzo szybkiego prowadzenia. Przy wolnym prowadzeniu i w spokojnej wodzie taki wabik praktycznie wcale nie pracuje. Delikatne "lusterkowanie" szybko prowadzonego woblera w nurcie. Najbardziej przypomina zachowaniem ukleje i działa na linie boczną bolenia tak, że otrzymuje on sygnał do gwałtownego ataku, na który tak mocno spinningista liczy.
6. Jeżeli w naszym łowisku żerują bardzo duże bolki. To wobler musi być uzbrojony w markowe i bardzo mocne kotwice. Kilka razy w życiu zdarzyło mi się, że  podczas potężnego brania boleń wciągu ułamka sekundy rozginał kotwicę.
7. Głębokość pracy takiej przynęty przy "boleniowym" prowadzenia powinna być nie wieksza niż metr, bo te ryby żerują najczęściej w górnych partiach wody, a moja Odra jest i tak dość płytka w sezonie letnim i jesiennym.
Typowy wobler boleniowy, na którego złowiłem wiele ryb
 .......
Ja nowy wobler testuję w bardzo prosty sposób. Staję na szczycie ostrogi w takim miejscu gdzie woda płynie szybko i równo. Bez użycia kołowrotka spuszczam go w wodę i bardzo szybkim ruchem wędki prowadzę na tym krótkim odcinku pod nurt. Jak przynęta nie ucieka na boki i nie wyskakuje z wody oraz delikatnie ledwo wyczuwalnie pracuje na wędce. To wiem, że na 99% okaże się ona skuteczna na rapy. Nie chcę robić reklamy i pisać jakie konkretne woblery są najskuteczniejsze, bo większość producentów przynęt wędkarskich ma w swojej ofercie wobki, które spełniają opisane przeze mnie warunki. Mam nadzieję, że komuś pomogą moje porady spinningowe i przyczyniają się do sukcesów wędkarskich. Nie jestem jakimś mistrzem spinningu, a tylko zwykłym wędkarzem, który w czasie wolnym od pracy oraz obowiązków rodzinnych. Stara się spędzać jak najwięcej czasu nad wodą. Blog ma być dla zwykłych spinningistów, którzy łowią na naszych ogólnodostępnych i bardzo przełowionych wodach oraz tak jak mnie nie stać ich na bardzo drogi sprzęt wędkarski i wyprawy wędkarskie na zagraniczne super rybne łowiska. Dlatego drodzy czytelnicy nie zobaczycie u mnie na stronie reklam i postów pisanych dla pieniędzy oraz niestety relacji z wypraw na np. Szwecję gdzie pochwaliłbym się okazałymi szczupakami, sandaczami i okoniami, które nie należą na tych wodach do rzadkości. Zachęcam do oddania anonimowego głosu w ankiecie znajdującej się na blogu i ewentualnego polubienia strony bloga na Facebook.com 😊

niedziela, 19 czerwca 2016

Próba złowienia nocnego sandacza na spinning - nr 3

Wczoraj zaliczyłem trzecią nockę spinningową w tym roku z nastawieniem na sandacza. Postanowiłem dokładnie obłowić dość dobrze znaną mi odrzańską opaskę znajdującą się w okolicach miejscowości Nowa Sól. Nad wodą byłem dość wcześnie, aby z wieczora zapolować na klenie i ewentualnie bolenie. Ostrogi powyżej wspomnianej opaski chyba w tym roku nie były wcale "deptane" przez wędkarzy, bo musiałem pokonać dosłownie dżunglę, aby dostać się na szczyt i obłowić kleniowy przelew. Po zdobyciu z wielkim trudem pierwszej ostrogi i zaliczeniu tylko dwóch delikatnych pstryknięć prawdopodobnie kleników. Zdecydowałem odpuścić dalsze przedzieranie się w chaszczach i pójść od razu na początek opaski i tam połowić do nastania zmroku. Przy samej opasce było bardzo dużo drobnych rybek, które od czasu do czasu były płoszone chyba przez małe klenie i bolki. Słońce jeszcze wysoko, więc próbowałem wydłubać jakiegoś klenia na małe woblerki, a mocniejszą wędkę zostawić na późniejsze łowienie. Po którymś rzucie i przytrzymywaniu woblera firmy Siek-M (tego, na którego sumka złowiłem ostatnio) około metr od kamieni. Poczułem, że chyba utkwił w kamieniach. Już miałem szarpnąć wędką, aby spróbować go uwolnić z zawady. Gdy nagle jak w książkach piszą "zaczep ożył", a Ja z wygiętą w pałąk wędką zobaczyłem i usłyszałem po chwili jak żyłka zrywa się. Na tak cienkiej żyłeczce i tak na pewno bym nie podjął walki z tym co skusiło się na mój woblerek. Co nie zmienia faktu, że zachowałem się jak amator i przed przystąpieniem do łowienia nie sprawdziłem, czy mam prawidłowo wyregulowany hamulec w kołowrotku, a to jest cholernie ważne przy spinningowaniu z żyłeczką, o średnicy 0,14mm. Dłuższą chwile stałem jak wryty z wędką w dłoni i obserwowałem powiewającą na wietrze urwaną żyłkę. Słońce powoli chowało się za horyzontem, a Ja rozpocząłem łowienie na mój mocniejszy zestaw, na który liczyłem, że tej nocy wyjmę jakiegoś sandacza.
...
Na takiej opasce planowałem łowić w nocy. Szablonowe miejsce dla wszystkich odrzańskich drapieżników.
Tak dżungla zniechęciła mnie do łowienia z główek przed opaską.
Nastał mrok, a z nim narodziły się u mnie wielkie nadzieje na spotkanie z okazałą rybą. Plecionka 0,16mm, wędką 2,7m i do 40g oraz nowy kołowrotek od firmy RYOBI, który miał swój debiut nad wodą. Dawały pewność równej walki nawet z największym sandaczem czy boleniem. Było bezwietrznie i ciepło, a do północy nie miałem żadnego brania. Strasznie mnie nietoperze denerwowały, które notorycznie trafiały w locie na moją plecionkę i robiły przez to "fałszywe brania". Parę minut po północy zobaczyłem kilka ataków przy powierzchni. Posyłałem w te miejsca smukły wobler firmy GLOOG model Nike. Starałem się prowadzić go możliwie wolno przy powierzchni z częstymi przystankami oraz podszarpywaniami. Gdy pracował on w nurcie i dość gwałtownie szarpnąłem wędką. Poczułem bardzo mocne branie. Ryba pewnie była zapięta, a że była pełnia to nawet latarki nie musiałem za często używać. Niestety zamiast sandacza, wyholowałem bolenia. Zrobiłem jak zwykle szybkie zdjęcie "z ręki" i wypuściłem rybkę z powrotem do wody. Nie po bolenie przyjechałem i dlatego prawie wcale złowienie tej ryby mnie nie cieszyło...
...
Nocny boleń - złowiony na wobler firmy GLOOG
Na stanowisku jakieś 20 metrów niżej podczas łowienia zacząłem wyczuwać jakiś dziwny smród. Po zapaleniu latarki i poświeceniu przy brzegu zobaczyłem... Olbrzymie cielsko zdechłego suma, który miał na oko 1,8m długości. Z początku aż dreszcze mi przeszły po plecach. Szybko poszedłem łowić w inne miejsce tej "ściany". Co ciekawe nie tak dawno temu mój brat na rybach miał podobne znalezisko. Ciekawe jakie są przyczyny zdychania tak dużych sumów. "Sekcji zwłok" nie zamierzałem robić, ale podejrzewam, że powodem może być np. przynęta lub hak, który został w gardle takiej ryby po zdawałoby się zwycięskiej dla niej walce z wędkarzem.
...
Zdechły sum był aż tak duży, że ciężko było uchwycić go całego na zdjęciu.
Tej nocy miałem jeszcze tylko jedno mocne branie koło 2 godziny, którego nie zaciąłem, i po którym postanowiłem zakończyć łowienie i wracać do domu. Szkoda, że nadal jestem bez wymiarowego sandacza złowionego w tym roku. Jeszcze wiele wypadów wędkarskich przede mną w tym sezonie i na pewno uda mi się poprawić ten wynik...

środa, 15 czerwca 2016

Nowy kołowrotek do cięższego spinningu... Shimano po 7 latach idzie w kąt...

Dziś był kurier z kołowrotkiem zamówionym przeze mnie na Allegro. Kilka razy wspominałem na tym blogu, że muszę wymienić "kręcioł" przy moim mocniejszym spinningu, którego używam ogólnie do cięższych przynęt przy łowieniu takich ryb jak: bolenie, sandacze, szczupaki i sumy. Przez ostatnie 7 lat bardzo intensywnie użytkowałem i wyholowałem na prawdę dużo ryb na kołowrotek firmy SHIMANO model NEXAVE 4000fb. Dla wielu może wydawać się, że to sprzęt z bardzo niskiej półki i dla jakiś amatorów, a ja mogę jednak stanowczo zaprzeczyć, bo przy takim "mordowaniu" przez te wszystkie lata. Na prawdę większość i kilkakrotnie droższych kołowrotków by już dawno poszła na śmietnik. Łowiłbym nadal na te SHIMANO, ale pomimo nadal dość płynnej i lekkiej pracy. Zaczął ten kołowrotek wydawać czasami dość podejrzane denerwujące dźwięki podczas łowienia i nie nawija już tak dokładnie żyłki jak kiedyś. Wiadomo żaden sprzęt wędkarski nie jest wieczny, a po takim szmacie czasu wiem, że jednak te około 150zł wydałem wtedy bardzo dobrze...
...

Ten kołowrotek po 7 latach ma już dość i przechodzi na zasłużoną "emeryturę"...
Mam bardzo ograniczony budżet na sprzęt wędkarski i po bardzo długich rozmyślaniach zakupiłem kołowrotek firmy "RYOBI" model ECUSIMA 4000. Łowię nim od wiosny w zestawie z delikatniejszym wędziskiem i jestem pewny, że z większymi rybami oraz cięższymi przynętami też sobie poradzi. Dlatego zamiast kombinować i czytać często sprzeczne recenzje w internecie na temat kołowrotków w przystępnej cenie. Postanowiłem postawić na sprawdzony sprzęt. Swój "chrzest bojowy" będzie miał prawdopodobnie w kolejny weekend ;) Co ciekawe na ten kołowrotek obowiązuje 5 lat gwarancji, jest szpula zapasowa i zapłaciłem tylko 149zł (z wysyłką).
...
Mój nowy kołowrotek do cięższego spinningu. Ryobi Ecusima 4000

niedziela, 12 czerwca 2016

Łowienie na "grubo" i nocka Odra m. Laski.

Wczoraj wieczorem wraz z kumplem. Pojechałem zapolować na wieczorne bolenie i nocne sandacze na odrzańskich ostrogach w okolicach miejscowości Laski. Na tym odcinku Odry łowiłem pierwszy raz w życiu (wcześniej łowiłem na odcinku kilka kilometrów niżej podczas zawodów klubowych), więc czułem się trochę jak "dziecko w mgle". Na podstawie zdjęć satelitarnych z internetu postanowiłem wraz z kolegą rozpocząć łowienie od bardzo płytkich główek na wprost miejscowości Będów. Liczyliśmy na złowienie wieczornych boleni, które powinni grasować na tych piaszczystych ostrogach. W wędkarstwie nie da się jednak niczego przewidzieć w 100% jeżeli chodzi o zachowanie ryb. Nie zaliczyliśmy żadnego boleniowego brania, a nawet nie zobaczyliśmy choćby jednego ataku tej ryby gdzieś przy powierzchni. Drobnica za to występowała tam w dużych ilościach i było wyraźnie widać jak oczkuje. Co dawało nadzieje, że drapieżniki zaczną na nie żerować. Szybko zrezygnowaliśmy z szybkiego przy powierzchniowego "boleniowania" i przestawiliśmy się na przynęty bardziej szczupakowo-sandaczowe. Z wieczora wyjąłem "pod nogami" okonka na dużego woblera, a jakieś półgodziny później kolejnego już dość przyzwoitych rozmiarów jak na odrzańskie warunki. Po zapadnięciu zmroku i obłowieniu kilka kolejnych głębszych główek ja i mój kumpel nie zanotowaliśmy żadnego brania. Sandacze tej nocy chyba nie żerowały lub my przy nowym dla nas łowisku, źle wytypowaliśmy potencjalne ich stanowiska. Łowiąc przez te wszystkie lata zauważyłem, że sandacz to ryba, która zajmuje konkretne miejsca w rzece i może się zdarzyć, że na przestrzeni wielu kilometrów jest tylko jedna ostroga, na której te ryby znajdują się i wyruszają nocą na żer. Wtedy trzeba obławiać taką miejscówkę nawet przez długie godziny i wyczekać ten moment kiedy drapieżniki "napłyną" i zaczną żerować. Takie wczorajsze łowienie w ciemno, to jednak bardzo trudna sprawa, aby osiągnąć dobry wynik. Co nie zmienia faktu, że spinningista nie może poddawać się i cierpliwie przemierzać kolejne kilometry odry, bo w końcu może przynieść to zadowalające wyniki w postaci okazałych ryb. Te dwa moje okonie były jedynymi naszymi rybami. Spinningować skończyliśmy koło północy. Mój kolega woli jednak łowić na wodzie stojącej i uchodzi w wielu kręgach za "mistrza spinningu" na odrzańskim starorzeczu w okolicach miejscowości Ciemnice, bo wielokrotnie osiągał tam bardzo dobre wyniki. Stopniowo przekonuje się podczas wypraw wędkarskich ze mną, że można i na Odrze połowić piękne ryby. Wczorajsze niepowodzenie nie powinno go zniechęcić do nocnego spinningowania i na pewno jeszcze nie raz w tym roku spróbujemy swoich sił nad Odrą, bo to rzeka obfitująca moim zdaniem w okazy, które jednak bardzo ciężko jest przechytrzyć. O kolejnych moich zmaganiach wędkarskich będę tradycyjnie już informował na bieżąco, na moim blogu wędkarskim.
...
A miały być sandacze...

środa, 8 czerwca 2016

Jak wędkarz niewyspany, to okonki biorą zamiast kleni...

Mało strasznie czasu ostatnio i nie mam kiedy pojechać na jakieś porządne spinningowanie. Dwa dni temu wpadłem na szalony pomysł i postanowiłem po nocce w pracy, podczas powrotu do domu zatrzymać się nad Odrą i pójść trochę porzucać za kleniami. Strasznie niewyspany i wymęczony po pracy, uparcie poszedłem zapolować na kluchy. Był bardzo ciepły dzień i przez 3 godziny spinningowania wyjąłem tylko 3 okonki z przelewów i nie zaliczyłem żadnego kleniowego brania. Łowienie jakieś jak "przez mgłę" było i średnio przyjemne. Byłem tak głodny, aby gdzieś pojechać na rybki, że całkowicie zapomniałem o tym, że spinningista to też człowiek i musi spać. Jak już wróciłem do domu to z relacji kobiety wiem, że wędki szybko rzuciłem w kąt i walnąłem się jak kłoda w łóżku, i natychmiast zasnąłem. Tak wyglądał mój drugi wypad wędkarski w czerwcu ;)
...
Takie trzy okonki złowione przez "sen".

sobota, 4 czerwca 2016

Pierwsza nocka za sandaczem w tym roku i... sumek zamiast klenia :)

Nareszcie można legalnie próbować złowić sandacza, bo zakończył się z dniem 1 czerwca okres ochronny dla tej ryby. Ja wczoraj pojechałem na Odrę w okolicach ujścia Obrzycy z nadzieją na spotkanie, z "mętnookim". Nastawiony byłem na nocne spinningowanie na dwóch bardzo atrakcyjnie wyglądających główkach. Nad wodą byłem koło 20 godziny, więc słońce jeszcze wysoko, a ja postanowiłem pobawić się trochę z kleniami zanim z premedytacją zapoluje na większe rybki. Na początku łowiłem na typowego "smużaka", do którego miałem kilka wyjść sporych kleni, które niestety nie zacięły się po widowiskowym braniu lub odprowadzały tylko przynętę bez ataku. Już kiedyś na tym blogu wędkarskim opisałem dokładnie na jaki sprzęt łowię klenie i muszę przyznać, że ten mój zimowy zakup wędki i kołowrotka był bardzo udany, bo pięknie mi się łowi na ten zestaw. Zaobserwowałem kilka wyjść bardzo dużego bolenia, więc jeszcze przed zmrokiem popróbowałem go złowić na drugi mocniejszy zestaw. Niestety ryba okazała się sprytniejsza i tylko raz wyszła do przynęty i w ostatniej chwili zrobiła nawrót, po którym najwyraźniej wróciła przyczaić się gdzieś w głównym nurcie. Postanowiłem wrócić do kleni, ale już spinningować na bardziej tradycyjny wobler o niebyt dużym zanurzeniu. Na agrafce zawisł model "bzyk" od firmy "siek-m" w takim kolorze co na zdjęciu. Kilka rzutów i czuję za którymś razem delikatne pstryknięcie na wędce i wyraźne przytrzymanie przynęty na skraju przelewu. Po zacięciu poczułem opór i natychmiast poszedłem z wygiętą w pałąk wędką bliżej warkocza, aby rybę sprowadzić poniżej przelewu. Po jakiejś minucie holu byłem już pewny, że to nie kleń, ani boleń. Ryba była bardzo silna i trzymała się dna. Ja łowiłem na żyłkę 0,14mm i dlatego musiałem cierpliwie czekać aż ryba będzie na tyle zmęczona, że da się podprowadzić do brzegu. Nie było to łatwe zadanie, bo na tak delikatnym sprzęcie mój przeciwnik bez najmniejszych problemów wybierał kolejne metry żyłki. Zabawa w przeciąganie "pajęczyny" trwała koło 15minut, po których mój przeciwnik był już wyraźnie osłabiony i dawał się powoli podholować bliżej brzegu. Jak był przy powierzchni ujrzałem wąsy i byłem pewien, że sprawcą aż tak dużego przypływu adrenaliny był sumek, który na kleniowym zestawie dał mi mocno do wiwatu. Kilka ostatnich odjazdów na hamulcu przy brzegu i pewnym chwytem podebrałem go i szybko zrobiłem zdjęcie i wypuściłem. Rybka zrobiła mi "do widzenia" agresywnym machnięciem płetwą ogonową i zniknęła w Odrze. Może w lipcu spotkam się z jej pokaźniejszych rozmiarów rodzinką. Całą tą akcje widziało kilka osób, które łowiły też przy ujściu Obrzycy, ale z drugiej strony. Gratulowali mi udanego holu i żartowali (chyba), abym zabrał tą rybę i nie przejmował się okresem ochronnym, bo szkoda tyle mięsa wypuścić. Ja oczywiście takich ludzi nigdy nie słucham. Rybę oceniłem "na oko" na jakieś 90 centymetrów.
...
A miał być kleń :) Sumek mały, ale hol na delikatnym zestawie bardzo emocjonujący.
Hehe mój "sumowy" wobler tego dnia :)
Jak emocje trochę opadły. Wróciłem do łowienia. Po zapadnięciu zmroku bardzo sumiennie obławiałem krótką opaskę. Moimi sprawdzonymi woblerami. Widziałem, że drobnica w bardzo dużej ilości oczkuje na powierzchni, a ja oczami wyobraźnie widziałem jak w te miejsce niebawem przypłyną nocni drapieżnicy, a ja na nie już czekam. Niestety nie doczekałem się żadnego brania i nie zaobserwowałem też żadnych ataków na stada uklei nocą. Najwyraźniej Odra tym razem postanowiła nauczyć mnie pokory i zadowolić się tym przyłowem w postaci sumka oraz kilkoma fajnymi braniami kleni i tym bliskim spotkaniem z dużym boleniem. Szkoda, że przez ostatnie 30lat tak bardzo zmniejszył się rybostan w naszych wodach. Jak nastawiam się na większe ryby to muszę przyjąć, że wiele wypraw zakończy się niestety "o kiju", ale dla spotkania z okazem. Jestem gotów zarwać kilka nocy i cierpliwie czekać na to jedno branie, po którym wszystkie wyprawy zakończone niepowodzeniem. Pójdą w niepamięć. Takie jest wędkarstwo spinningowe, że często uczy pokory i cierpliwości nad wodą. Sezon na sandacze dopiero się zaczął, a za kilka tygodni popróbuje swoich sił także z odrzańskimi sumami. Zachęcam moich czytelników do regularnych odwiedzin tego bloga oraz konta na Facebook.com, na którym można polubić stronę i komentować moje posty.

Pozdrawiam

piątek, 3 czerwca 2016

Pierwsze nocne spinningowanie w 2016r - Boleń i Kleń

Witam!
Dnia 30.05.2016r pojechałem pierwszy raz w tym roku pospinningować nocą na Odrze. Moje nocne woblery już pokazałem na tym blogu wędkarski, a teraz pora na relację z pierwsze nocnego spinningowania. Oczywiście głównym celem miały być bolenie, a nie sandacze, które miały jeszcze okres ochronny. Nad wodą "zameldowałem" się około godziny 22. Zanosiło się na burzę, ale na całe moje szczęście tylko trochę popadało i nawałnica ominęła mnie. Nastawiony byłem na obłowienie fragmentu dobrze znanej opaski i jednej ostrogi poniżej, która charakteryzowała się długim przelewem. Po zapadnięciu zmroku dało się zaobserwować i usłyszeć ataki prawdopodobnie boleni na opasce. Powolne prowadzenie przynęty na opasce przyniosło mi tylko jedno branie niezbyt dużego klenia, który szybko wrócił z powrotem do wody. Wziął na samym końcu opaski, gdzie był dość płytki przelew. Wobler prowadziłem wachlarzem w poprzek nurtu. Łowiłem na wobler firmy "GLOOG" model NIKE, taki jak na załączonym zdjęciu.
...
Pierwszy wziął kleń na tej nocce.
Byłem bardzo zmęczony po ciężkim dniu i nie zamierzałem za długo łowić koło 23 godziny. Przeniosłem się na ostrogę poniżej opaski, na której najwyraźniej jakieś ryby się tarły, bo było widać i słychać jak na płytkim przelewie na kamieniach robią dużo zamieszania. Podejrzewałem, że to klenie lub certy. Przynęty nie zmieniałem i zamiast rzucać rybą na głowę. Postanowiłem zacząć obławianie od strony warkocza przy samej ostrodze. Już po kilku rzutach miałem mocne branie około metr od szczytu główki. Po chwilowym i dość szybkim holu, pewnie podebrałem bolenia, który miał około 67cm długości. Połowiłem jeszcze trochę na tej ostrodze, ale już bez żadnego brania. Chwile przed północą zwinąłem wędkę i zakończyłem łowienia. Jak na pierwszą spinningową nockę w tym roku uważam, że wynik był zadowalający. 
...
Pierwszy nocny boleń w tym roku - 67cm
Na taką przynętę złowiłem obydwie ryby.

czwartek, 2 czerwca 2016

Zawody spinningowe WKS Rapa Zielona Góra - 29.05.2016r Odra m. Laski

Wybrałem się na pierwsze w tym roku zawody spinningowe mojego klubu wędkarskiego WKS Rapa Zielona Góra połączone z zawodami koła PZW nr 7 "Szczawno". Na tej imprezie wędkarskiej obowiązywały dwie klasyfikacje (klubowa i kołowa). Ja nie jestem członkiem tego koła, więc rywalizowałem tylko w klasyfikacji klubowej. Terenem zawodów była Odra niedaleko miejscowości Laski. Ten odcinek rzeki ma bardzo urozmaicony charakter i są tu zarówno głębokie ostrogi jak i prawie całkowicie zapiaszczone. Pierwszy raz łowiłem w tym miejscu. Po zaparkowaniu samochodów przez zawodników nad brzegiem rzeki. Odbyła się szybka odprawa, na której Pan Ryszard Franiszyn wyjaśnił wszystkie zasady dzisiejszej rywalizacji. Impreza odbyła się na zasadzie "spotkania nad wodą połączonego z wędkowaniem". Ja jeszcze przed startem upatrzyłem sobie bardzo płytkie główki po wewnętrznej stronie zakrętu, na których podejrzewałem, że żerują bolenie. We wcześniejszych postach na tym blogu zamieściłem porady spinningowe dotyczące najciekawszych odrzańskich miejsc na bolenie i jeden z punktów dotyczył właśnie bardzo płytkich ostróg ze sporymi łachami piachu między nimi. Właśnie na łowieniu na takiej tzw. "Saharze" postanowiłem skupić się tego dnia. Był bardzo ciepły dzień z częściowym zachmurzeniem i dość silnymi porywami wiatru, a stan odry bardzo niski. Zawody trwały 5 godzin, a czas na powrót po zakończeniu był 30 minut.Po sygnale startowym poszedłem od razu na oddalone o około kilometr bardzo płytkie ostrogi. Tak jak podejrzewałem między ostrogami i nawet w nurcie było widać rozległe "wypłycenia", a w niektórych miejscach tworzyły się przykosy. Za szczytami główek oraz na spokojniejszej wodzie za ostrogami w trochę głębszych miejscach było widać, że grupuje się bardzo duża ilość uklei przy powierzchni. Moim zdaniem w takich miejscach na 99,99% są i żerują rapy. Teraz tylko trzeba się do nich dobrać. Przy silnym wietrze i zmarszczonej mocno wodzie uważam, że spinningista nie musi "czołgać się" na stanowisko i wystarczy, że powoli będzie wchodził bez nagłych ruchów i uważał, aby nie stanąć na jakieś patyki lub luźne kamienie, które mogą wywołać hałas i spłoszyć bolki. Już po chwili zauważyłem atak bolenia na wprost szczytu ostrogi prawie na środku Odry, a później na końcu warkocza i przy samym szczycie ostrogi. Nie popadałem jednak w jakiś od razu super optymizm, bo bolenie to ryby, które potrafią nawet najlepszych wędkarzy położyć na kolana i nie dać się skusić do brania. Na początku obławiałem okolice szczytu główki i warkocz. Co przyniosło mi potężne branie, po którym ryba się nie zacięła. Później stanąłem na samym szczycie główki i przynętę posyłałem najdalej jak się dało za warkocz i w głąb głównego odrzańskiego nurtu. Nic mi to nie przyniosło, a zauważyłem kolejne kilka ataków ryb, idealnie na wprost i trochę w dół od szczytu ostrogi. Daleko w głównym nurcie. Musiałem mocno się namachać, aby posyłać wobler w tak odległe miejsce. Szybko okazało się, że najskuteczniejszą techniką prowadzenia jest rzucanie daleko w nurt prostopadle do brzegu i ściąganie przynęty w ekspresowym tempie do siebie. Rapy tego dnia najwyraźniej zgrupowały się daleko w głównym nurcie i tylko czasami zapędzały się w poszukiwaniu żeru, bliżej brzegu.
...
Taki bolek skusił się w głównym nurcie na bardzo płytkim odcinku Odry.
Taką techniką obłowiłem kilka kolejnych piaszczystych główek oraz sporo czasu poświęciłem na spinningowaniu z piaszczystych łach między główkami. Miałem najwyraźniej cholernie pechowy dzień, bo daleko w nurcie spudłowałem kolejne wybitnie boleniowe branie. Mogłem już mieć komplet na tych zawodach, a zamiast tego z "zerem" nerwowo łowiłem dalej zerkając co jakiś czas na zegarek i sprawdzając ile czasu zostało do końca łowienia. Około godzina do końca łowienia i po kolejnym odległym rzucie w poprzek nurtu. Poczułem wyraźne branie i to, że ryba tym razem pewnie walczyła na kiju. Moja radość była wielka, ponieważ powoli zaczynałem wątpić czy po takich zepsutych braniach uda mi się jeszcze coś złowić. Odra okazała się dla mnie jednak tego dnia bardzo łaskawa i dała mi około 54cm bolenia, który był jedyną rybą złowiona przez zawodników mojego klubu i co za tym idzie, dał mi 1miejsce na tych zawodach w klasyfikacji klubowej. Po udanym holu tego bolka. Łowiłem jeszcze z 30minut i niestety zaliczyłem kolejne puste branie bardzo daleko od brzegu. Najwyraźniej ryby jakoś z boku uderzały w przynęty i nie zacinały się lub po prostu miałem tak pechowy spinningowy dzień. Nie będę dłużej roztrząsał tego tematu, bo najważniejsze, że zdobyłem pierwsze miejsce i otrzymałem pamiątkową statuetkę. 
...
Statuetka za pierwsze miejsce i tradycyjny uścisk dłoni prezesa ;)
Poniżej zamieszczam zdjęcie główek, na których łowiłem tego dnia. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wrócę na to łowisku. Już podczas prywatnego wędkowania, a wtedy może uda się mi coś więcej o nim napisać. Woda bardzo moim zdaniem atrakcyjna dla spinningisty. Warta dokładniejszego poznania. Próbowałem tego dnia złowić także klenia, ale się nie udało i wyjąłem tylko 3 okonki z przelewów.
...
Główki po wewnętrznej stronie zakrętu - płytkie i wybitnie boleniowe