sobota, 27 lutego 2016

Zimowe spinningowanie w porcie, w Nowej Soli

Witam!
Dnia 25 lutego 2016r, pojechałem połowić do portu w mieście Nowa Sól. Łowisko to dla mnie całkiem nowe i nigdy tam wcześniej nie łowiłem. Zważywszy na dość ciepłą zimę i jednak bardzo niechętne do współpracy ryby. Nie chciałem jechać za daleko i ów port oddalony o 25km od mojego mieszkania, wydawał się idealnym miejscem do spędzenia czasu z wędką nad wodą. Łowiłem od 9 do 12 godziny. W nocy był mróz a nad ranem temperatura koło -1*C wiatr chwilami tylko zrywał się, a większość czasu panowała ładna pogoda, a tafla wody nie była zmącona nawet najmniejszą falką. Po dojechaniu nad wodę i rzuceniu okiem na odrę od razu stwierdziłem, że stan tej rzeki jest podwyższony i nastąpiło to dość gwałtownie, bo jeszcze kilka dni temu poziom jej był dość niski i wszystkie ostrogi wyraźnie odkryte. Lubię to, że przy takim bardzo wczesnowiosennym delikatnym spinningowaniu, nie muszę zabierać dużo sprzętu. Mi wystarcza wędka z kołowrotkiem i dwa małe pudełka spinningowe. Jedno pudełko z małymi okoniowymi gumkami, a drugie z akcesoriami spinningowymi takimi jak: agrafki, główki dżigowe, ciężarki do troka i haki na boczny trok. Po dojściu na sam port od strony ujścia do odry, poczułem duży niesmak i niechęć do wędkowania, bo w związku z podniesieniem stanu rzeki. Na wodzie unosiło się dużo śmieci, takich jak: trawa, jakieś patyki lub najzwyklejsze śmieci typu butelki, folie itp. Wiadome już było, że nie tylko chłód i wczesna pora roku, będą nie sprzyjały dobrym wynikom wędkarskim. Na moim blogu wędkarskim będę pisał tylko obiektywnie bez koloryzowania tego jak łowię i kłamania na temat tego co łowię. Pierwsze rzuty w tej "zupie" i za każdym razem musiałem czyścić przynętę z jakiegoś np. pojedynczego źdźbła trawy przyczepionego do haka. Olbrzymie skupienie przy prowadzeniu przynęty musiało zostać połączone z precyzją przy omijaniu większości "syfu" unoszącego się na powierzchni wody. Port w nowej soli z jednej strony jest wyłączony z wędkowania, bo to teren prywatny. Drugi brzeg natomiast jest wybrukowany kamieniami i dość mocno nachylony, więc trzeba uważać bo myślę, że po opadach deszczu może być tam dość ślisko. Kończy się on dość dużym "rozlewiskiem", na którego środku są wysepki. Z początku łowienia musiałem kilka razy odmrażać przelotki, później już nie, bo się ociepliło i wyszło bardzo przyjemne słońce. Łowiłem głównie na "portki" moto-oil z czerwonym brokatem, na 4g główce. Oczywiście zmieniałem co jakiś czas przynęty, ale to nie przynosiło żadnego skutku. Paprocha prowadziłem delikatnymi skokami przy dnie z nadzieją na branie zwłaszcza w fazie opadu przynęty. Na powierzchni co jakiś czas było widać ataki drapieżników, najprawdopodobniej drobnych boleni, których nie zamierzałem łowić, a nawet nie miałem przynęt do ich łowienia. Od drugiej strony stały przycumowane do brzegu łodzie i barki. W kilku miejscach do samej wody prowadziły schodki. Po którymś rzucie z rzędu poczułem delikatne skubnięcie, które skwitowałem natychmiastowym zacięciem i wyjęciem około 17cm okonia. Bardzo mi ta rybka poprawiła humor, bo była na prawdę wypracowana z bólem. Jest dopiero luty, więc każda ryba cieszy takiego spinningistę jak ja. Później złowiłem jeszcze jednego tej wielkości okonia i na tym zakończyły się moje wędkarskie zmagania na tym łowisku. Ciężko mi ocenić po tym jednym wypadzie jednoznacznie to łowisko, bo wysoki stan, syf na wodzie i wczesna pora roku miały na pewno dużo wpływu na mizerny wynik tej wyprawy wędkarskiej. Poniżej zamieszczam kilka zdjęć, aby wyraźniej pokazać charakter tej wody.
...

środa, 24 lutego 2016

Etyka i logika "no kill"

Witam!
W obecnych czasach bardzo popularna staje się filozofia wędkarska, polegająca na, bezwzględnym wypuszczaniu wszystkich złowionych ryb. Moim zdaniem ten nurt niesie za sobą nie tylko korzyści, ale i także patologie. Łowimy w większości na wodach PZW i teoretycznie regulamin połowów powinien być głównym wyznacznikiem tego jak możemy łowić, gdzie, jaka metoda dozwolona, kiedy są okresy ochronne dla poszczególnych gatunków oraz kiedy możemy uśmiercić złowioną rybę. Niestety wielu wędkarzy zaczyna dorzucać swoje przepisy motywując to troską o wody i szeroko pojętą etyką wędkarską. Groźne są czasami nawet "siłowe" próby narzucenia swoich przekonań, wędkarzom tzw. "starej daty". Haniebne jest moim zdaniem np. to, że ludzie jedzący złowione w zgodzie z regulaminem ryby, są często mieszani z błotem i wręcz gnębieni przy potocznym nazywaniu ich np. "mięsiarzami". Bo jakim prawem można krytykować kogoś kto złowił np. metrowego sandacza w listopadzie i zabrał go, skoro dzierżawca wody np. PZW zezwala w swoim regulaminie na takie postępowanie? Jeżeli jakieś przepisy są szkodliwe dla wód lub ogólnie wędkarstwa to należy je zmienić i wtedy dopiero karać tych, którzy się do nich nie dostosują. Ja osobiście jako spinningista prawie wszystkim rybą zwracam wolność i wystarczy mi zrobienie fotki, bo i tak mięso np. bolenia czy klenia nie smakuje mi. Pomimo tego, szanuje innych wędkarzy nawet tych, którym smakuje rybie mięso i uważam, że atakowanie ich np. w internecie jest śmieszne, bo oni nic złego nie robią i najwyraźniej trzeba zmienić regulamin amatorskiego połowu ryb. Druga strona sporu czyli fanatycy "no kill" powinni też zastanowić się nad niektórymi kwestiami. Bo doszliśmy do paradoksu i naginania zasady "no kill" tak, aby na tym skorzystać. Mianowicie nagle dla wielu osób okazało się, że np. łowienie boleni i szczupaków w marcu lub kwietniu to nic złego, bo skoro wypuszczają ryby to już ich okresy ochronne i regulamin nie dotyczą. Nie potrafią zastanowić się czemu właściwie te okresy ochronne mają służyć. Nie zostały wprowadzone dlatego, że np złowienie sandacza w lutym jest za łatwe, a dlatego, że te ryby mają w tym czasie tarło i nie powinni wędkarze ingerować w jego przebieg oraz po prostu dać sobie spokój na jakiś czas z tym gatunkiem i starać się łowić inne np. pstrągi i okonie. Większe szkody może wyrządzić etyczny wędkarz kłujący ryby na tarlisku niż taki co zabije okaz, złowiony już po zakończeniu okresu ochronnego. Pomimo, że ten pierwszy wypuszcza wszystkie złowione ryby i ma niby czyste sumienie. Wkurzają mnie "mistrzowie spinningu" co sezon boleniowy zaczynają już w marcu, a później zamieszczają zdjęcia ze złowionymi rybami na różnych portalach społecznościowych z dopiskiem, że "przyłów" lub poczekają z publikacją zdjęć na 1 maja i napiszą, że to z dzisiejszego wypadu. Jeszcze trochę i wpędzimy się w taką paranoje, że jak zostanie ktoś przyłapany na np. zabiciu rapy i noszeniu jej w reklamówce, to może liczyć się choćby z tym, że ktoś mu opony w aucie potnie lub szybę wybije. Liczę na kompromis i to, że "etycznie wędkarze" oraz " mięsiarze" znajdą sposób na bezkonfliktowe wspólne egzystowanie...

poniedziałek, 22 lutego 2016

Kilka woblerów zrobionych na bolenie...

Koledzy mówią, że woblerki coraz lepiej mi wychodzą i są bardzo ciekawi. Czy uda mi się na nie połowić ryb w sezonie. Wędkuję od zawsze i mam już bardzo jasne wyobrażenia jak powinien wyglądać i pracować wobler pod określoną rybę. Niestety jeszcze muszę nabrać trochę wprawy i zdolności manualnych, aby wykonywać przynęty wg. moich wyobrażeń. Ostatnio zająłem się woblerami troszkę większymi pod bolenie. Przynęty tego typu muszą być tak wykonane, aby dały się prowadzić w dość szybkim tempie, nawet w najszybszym nurcie oraz były zbliżone kolorystyką do głównego pożywienia boleni, czyli uklei. Wystrugałem w balsie pięć opływowych korpusów dość smukłego kształtu. Następnie zaimpregnowałem je w "kaponie". Jak wyschły wkleiłem oczka i pomalowałem farbami akrylowymi. Później nałożyłem kilka warstw lakieru do parkietów, a jak wyschły wkleiłem stery. Efekt mojej pracy widać na załączonych zdjęciach :)
...

sobota, 20 lutego 2016

Zima wróciła akurat w ten dzień co miałem wolne od pracy :)

Środa to był ten dzień, że udało mi się znaleźć kilka godzin z rana na wędkowanie. Tym razem nie miałem ochoty walczyć znowu o wolne miejsce w porcie Cigacice, więc pojechałem na starą odrę niedaleko miejscowości Pomorsko. W nocy był najwyraźniej przymrozek, bo musiałem lód z szyb w samochodzie skrobać. Koło godziny 8 byłem już nad wodą i ku mojemu zaskoczeniu ponad połowa wody była skuta ultra cienkim lodem, który oczywiście uniemożliwiał spinningowanie. W nielicznych miejscach dostępnych do wędkowania spotkałem wielu spławikowców, którzy na samym początku starorzecza łowili bardzo często niezbyt duże krąpie i płotki. Zająłem stanowisko nieopodal i zacząłem spinningować małymi gumkami. Po każdym rzucie podczas ściągania przynęty w okolicach dna. Wyczuwałem częste "skubania", "pstrykania" lub szarpnięcia na kiju. W tym miejscu było najwyraźniej bardzo duże zgrupowanie białej ryby i przynęta obijała się o leszczyki, krąpie lub płotki. Nie złowiłem żadnej ryby w tym miejscu. Z rana była temperatura koło 0 stopni z bardzo zimnym arktycznym wiatrem. Dłonie szybko marzły mi i wędkowanie było średnio przyjemne, dodatkowo musiałem co około 10minut pozbywać się lodu z przelotek, który znacząco skracał rzuty. Zdecydowałem się poszukać miejsca wolnego od lodu bliżej połączenia z Odrą. Po przejściu kilkuset metrów woda była czysta bez lodu, a ja zacząłem dalej łowić. Niestety w tym miejscu stara odra wydawała się "martwa" i nie odnotowałem żadnego nawet najdelikatniejszego brania. Chłód potęgowany porywistym mroźnym wiatrem oraz brak brań skłoniło mnie do powrotu do domu. Jeszcze trochę czasu zostało do wiosny, a obecnymi niepowodzeniami nie ma co się przejmować, bo zimowy spinning rządzi się swoimi prawami i trzeba pogodzić się z możliwością zejścia z wody o przysłowiowym "kiju". Dobrze, że wróciłem do domu koło 12 godziny, bo trochę później rozpętała się mocna śnieżyca i powrót do domu byłby trochę utrudniony.
...

wtorek, 16 lutego 2016

Woblery "smużaki" - kolejne moje wypociny

Zima to chyba najlepszy czas, aby próbować zrobić własne woblery. Tym razem przysiadłem na kilka dni z myślą, aby wykonać kilka sztuk typowo smużących kleniowych woblerów tzw. "smużaków", które przetestuję jak przyjdzie już wiosna. Uwielbiam łowić na tego typu przynęty, bo obok diabelnej skuteczności, dają wędkarzowi olbrzymią frajdę, bo brania są dość spektakularne i trzeba zachować zimną krew, aby rybę prawidłowo zaciąć. Jako raczkujący producent woblerów "hand made", muszę zachować wiarę w końcowy sukces oraz nie przejmować się niepowodzeniami. Prezentowane przynęty wykonałem z balsy, bo uznałem, że kleniowa przynęta nie musi być z twardszych materiałów np. lipy. Po zaimpregnowaniu w Caponie i pomalowaniu farbami akrylowymi, nałożyłem 3 warstwy lakieru do parkietu w odstępach 1 doby. Strugałem zwykłym nożem do tapet, a wygładziłem gąbką pokrytą drobnym papierem ściernym. Drut na oczka i poliwęglan na steru zamówiony w internecie. Wewnątrz korpusu każdego woblerka umieściłem dwie ołowiane śruciny o wadzę 0,25g każda. Ster, oczka i obciążenie przykleiłem na klej "super glue", który schnie kilkanaście sekund. Podejrzewam, że podczas testów będę musiał moje przynęty jeszcze prawidłowo poustawiać, co uczynię manipulując kątem odchylenia oczka z przodu przynęty. Wszystko wyjdzie w praniu i jak okaże się, że przynęty źle pracują to będę wiedział co muszę poprawić i znowu zabrać się do roboty. Mam nadzieję, że zima już odpuściła i w połowie marca będzie można już skutecznie połowić klenie i jazie...
...

niedziela, 14 lutego 2016

Nieudana próba zajęcia stanowiska w porcie...

Dziś pomimo przenikliwego chłodu i przelotnego deszczu połączonego z momentami dość silnymi podmuchami wiatru. Wpadłem na pomysł, że pojadę po raz kolejny do portu w Cigacicach, aby zapolować na okazałe okonie. Jak już pisałem wcześniej na tym łowisku jest strasznie ciężko znaleźć spinningiście wolne miejsce do łowienia z powodu dużej ilości spławikowców, a nie miałem zamiaru łowić ze wcześniej opisanej wysokiej rampy. Nad wodą byłem jeszcze o zmroku, licząc na to, że uda mi się zająć najatrakcyjniejsze miejsce przy rampie, zanim pojawią się spławikowcy i ku mojemu zdziwieniu to i kolejne stanowiska były już "zarezerwowane" przez wędkarzy, którzy najwyraźniej obrali tą samą taktykę co ja tyle, że z lepszym skutkiem.
...
...
Wolne miejsce było dopiero około 40m od rampy i tam właśnie rozpocząłem łowienie. Z początku rzucałem na małe woblerki, a jak zaczęło robić się widno. To chwyciłem za moje pudełku z paprochami, w którym mam najbardziej skuteczne kolory moim zdaniem. Na prawo ode mnie o około 5m łowił spławikowiec, a na lewo w podobnej odległości też miałem sąsiada z wędką. Został mi, więc do obławiania dość ograniczony obszar wody na wprost. Nie rezygnowałem licząc na dobre wyniki. Temperatura oscylowała koło 2*C  co w połączeniu z wiatrem i mżawką strasznie psuło komfort łowienia. Dłonie marzły, a podczas rzutu robił się duży łuk z żyłki porywanej na wietrze, który trzeba było szybko zbierać na kołowrotek, aby nie przeszkadzał sąsiadującym wędkarzom. Takie warunki zmuszały do dość delikatnego łowienia. Dwuogonkowy twister w kolorze zgniłej zieleni z czerwonym brokatem poszedł na pierwszy ogień. Z powodu silnego wiatru stosowałem 4 gramową główkę dżigową. Przynętę prowadziłem bardzo leniwymi płynnymi podskokami nad dnem z częstymi kilkusekundowymi przystankami. Taka metoda trochę na "wleczonego", aby skusić do brania niemrawe okonie. Tą techniką przez pierwszą godzinę łowienia zaliczyłem kilka podejrzanych puknięć w opadzie oraz jakieś agresywniejsze szarpnięcia, których nie zaciąłem. Podejrzewam, że sprawcami tych "brań" mogły być nawet jakieś krąpie i leszcze, których od groma w tym łowisku, i które co chwile łowili wędkarze na stanowiskach w stronę rampy. Przerzuciłem wszystko co miałem w pudełku z miernym rezultatem i jedyne co udało mi się złowić to malutki sandaczyk, którego bardzo szybko wypuściłem. Brak możliwości manewru na łowisku oraz bardzo niesprzyjająca pogoda zmusiły mnie do zakończenia łowienia dość szybko bo koło 9 godziny. Jak mówi stare porzekadło "wędkarstwo uczy pokory"...
...

czwartek, 11 lutego 2016

Mój pierwszy własnoręcznie zrobiony wobler z lipy, na bolenie.

Obecnie nie mam możliwości, aby pojechać nad wodę powędkować. Dlatego jak mam chwilę luzu w domu to próbuję wystrugać woblery, na które będę łowił w sezonie. Ostatnio wziąłem kawałek lipy i zabrałem się do roboty. Materiał zamówiłem sporo czasu temu w internecie. W moim "mini warsztacie" zebrałem chyba cały potrzebny sprzęt. Lakierowałem lakierem do parkietów "DOMALUX", a malowałem farbami akrylowymi, drut na stelaż oraz poliwęglan na stery także zamówiony był w internecie. Znam bardzo wielu "komercyjnych" producentów ręcznie robionych woblerów, a pomimo tego postanowiłem zrobić przynętę po swojemu. Mam pełną świadomość, że początki są bardzo trudne, ale nie będę poddawał się w razie początkowych niepowodzeń. Nie chcę jak na razie za dużo pisać o moich poczynaniach w tej dziedzinie, aby nie narażać się na zbytnie drwiny i śmiechy ze strony ludzi potrafiących tylko krytykować. Robiony tego dnia wobler w założeniu miał być diabelnie skuteczną bronią na odrzańskie majowe bolenie. Jak tylko rozpocznie się sezon to zacznę intensywne testy i mam nadzieje, że zdjęcia ryb złowionych na moje woblery będę mógł regularnie zamieszczać na tym blogu wędkarskim. Nie mogę doczekać się początku sezonu :)
...
...
...
Przynęty jak na razie nie będą uzbrajane w kotwiczki, a to dlatego, że będę je chciał przetestować jeszcze w okresie ochronnym dla boleni. Myślę, że kilka rzutów własnoręcznie wykonaną przynętą, która nie ma ani haka, ani kotwiczki. Nie będzie postrzegane jako kłusownictwo :)

piątek, 5 lutego 2016

Port w Cigacicach i kolejny przyzwoity okoń na spinning.

Kilka godzin temu wróciłem z Cigacic, gdzie przez około 4 godziny spinningowałem w porcie. Znowu okazało się, że cały niski umacniany kamieniami brzeg był zajęty przez amatorów wędkarstwa spławikowo-gruntowego. Mi została do łowienia omawiana we wcześniejszych postach wysoka rampa. Na tej rampie było już kilku spinningistów, którzy ponoć nic nie złowili. Zacząłem łowić jak zwykle od mojego "pewniaka" czyli gumki dwuogonkowej tzw. "portki" w kolorze moto-oil z czerwonym brokatem. Rzuty oddawałem najdalsze jak się dało i czekałem kilka sekund, aby mieć pewność, że przynęta opadła do dna, a następnie zaczynałem powoli ściągać ją w kierunku brzegu. Starając się cały czas obławiać przydenne partie wody. Moja technika prowadzenia wyglądała tak, że po opadnięciu przynęty na dno podrywałem ją delikatnie szczytówką z jednoczesnym szybkim jednym obrotem korbką kołowrotka. Przynęta po takim poderwaniu delikatnie opadała znowu w kierunku dna, a ja cały czas kontrolowałem ten opad na napiętej żyłce, aby nie przegapić żadnego brania. Łowiłem z główką dżigową 4g, a żyłka główna 0,14mm. Już po pierwszych rzutach wyjąłem prawidłowo zapiętego leszczyka, którego z trudem musiałem podnieść na żyłce na wysokość ponad 2m i przerzucić przez barierkę... Szybka fotka i wrócił do wody. Później jeszcze dołowiłem kilka okonków. Co zapewne zirytowało trochę sąsiadów spinningistów, bo nie zaobserwowałem u nich żadnej rybki na kiju. W kulminacyjnym momencie w ciągu 15minut złowiłem koło 10 okoni takich powyżej 20cm, a sąsiedzi nadal nic. Po którymś rzucie poczułem jakby przynęta utkwiła w zaczepie, szczytówka ugięła się, ale nie czułem z początku żadnej walki. Po chwili dopiero było jasne, że coś jest na kiju. Chwilowy hol i moim oczom ukazał się bardzo wyrośnięty okoń, którego ledwo podciągnąłem na rampę. Było widać po spławikowcach i spinningistach duże zainteresowanie moją rybą i chyba niedowierzanie, że zwróciłem wolność takiej rybie. Garbus miał na oko przekroczone 40cm długości. Właśnie po takie okonie przyjechałem tutaj :)
...
...
Jako ciekawostkę warto jest napisać o tym, że dzisiaj zaliczyłem dwa ładne leszcze, które mi spadły przy powierzchni oraz dwa malutkie sandaczyki. O tej porze roku ten port to zimowisko bardzo dużej ilości białorybu. Dlatego czasami było wręcz czuć jak gumka obijała się o np. okazałe leszcze. Przy powierzchni bardzo intensywnie żerowały małe bolenie. Nawet nie próbowałem ich łowić, aby się nie ośmieszać i nie robić z siebie kłusola. Niestety spinningista, który łowił niedaleko mnie, najwyraźniej miał dosyć przyglądania się temu jak ja łowię legalne ryby takie jak okonie, a on nie może złowić żadnego. Zobaczyłem, że chwycił drugą swoją trochę mocniejszą wędkę, na której miał założona średniej wielkości gumę. Było wyraźnie widać, że nastawia się na bolki. Średnia szybkość prowadzenia przy powierzchni takiej przynęty mogła mieć tylko jeden skutek... Co chwile ów kolega z dumą holował bolenia koło 35cm i to z takimi durnymi tekstami, że niby nie nastawia się na nie. W ciągu około godziny złowił kilkanaście takich małych boleni, które na szczęście wypuszczał. Ja gotowałem się w środku bo nie wyczuwał on nic złego w tym co robi, a nawet odniosłem wrażenie, że chce mi się chwalić tymi rybami i tym jakim dobrym on jest spinningistą :( Miałem ochotę podejść do niego i powiedzieć, że te jego bolki to wstyd i żaden wyczyn na takim zimowisku o tej porze roku i to, że ja nawet nie chcę próbować ich łowić, bo to nie etyczne, a nawet chyba za proste dla mnie. Z zaciśniętymi zębami łowiłem nadal na paprocha i nawet wyjąłem jeszcze kilka okoni i zaliczyłem kilka spadów, a kontem oka widziałem tylko jak sąsiad holuje kolejnego małego bolenia. Nawet jakby była kontrola straży rybackiej to i tak nic by mu nie zrobili, bo nie da się udowodnić, że celowo łowi ryby, które są pod ochroną, a poza tym wypuszczał je. 
...
...
Ta woda z powodu dużej bardzo presji wędkarskiej i kłusowników powoli zaczyna mi nie podobać się. Jak rozpocznie sezon się to postaram się już jeździć na ryby w mniej uczęszczane miejsca. Port w Cigacicach zostawię sobie ewentualnie na środek tygodnia, gdy mniej osób tam łowi. Na weekendy spinningista ma tam ciężko i po zajęciu miejsca zmuszony jest do zostania w nim przez długie godziny bo wszystkie inne stanowiska są pozajmowane.

środa, 3 lutego 2016

Powrót do portu...

Po złowieniu ładnego garbusa, postanowiłem wrócić z wędką do portu. Dwa dni po ostatnim wypadzie czyli 1 lutego o godzinie 8 byłem już nad wodą na wcześniej opisanej rampie. Było zdecydowanie chłodniej niż ostatnio i mocno wiało. Wędkarzy niewielu pewnie z tego powodu, że był poniedziałek i większość osób poszła do pracy. Zacząłem łowić tak jak wcześniej od "portków" kolor moto-oil z czerwonym brokatem. Po kilku rzutach złowiłem z dna małego bolenia, którego natychmiast wypuściłem bez zbędnego zrobienia zdjęcia. Dwóch spławikowców łowiących na końcu rampy na małe żywczyki, miało kilka niedużych okoni w siatce. Spinningista łowiący na boczny trok nie opodal nie miał na razie żadnej ryby. Po godzinie bezowocnego rzucania z rampy, zdecydowałem popróbować bliżej odry z kamienistego brzegu. Minąłem kilku wędkarzy łowiących małe płotki i leszczyki, i zająłem stanowisko. Na wyniki nie musiałem długo czekać, bo już po kilkunastu minutach złowiłem okonia koło 25cm, a jakąś godzinę później kolejnego podobnych rozmiarów. Na tym zakończyło się moje dzisiejsze łowienie w porcie w Cigacicach. Tego dnia ryby najwyraźniej żerowały słabo i mimo wielkich starań nie było szans na lepsze wyniki. Pociesza mnie tylko fakt, że inni spinningiści, łowiący tego dnia nie mogli pochwalić się żadną rybą.
...