piątek, 30 września 2016

Odra w Kłopocie i próby złowienia sandacza.

Wypad nad Odrę w okolicach miejscowości Kłopot, nie należał do udanych. Pogoda była zdecydowanie "za ładna" na odrzańskie drapieżniki. Pojechałem z kolegą Piotrem na to łowisko, który tak jak był nastawiony na szczupaki i sandacze oraz okonie. Bezchmurne niebo, chwilami delikatny wietrzyk i wyjątkowo wysoka temperatura jak na koniec września, a stan Odry delikatnie podwyższony. Ja przez około 6 godzin głównie cięższego sandaczowego spinningowania oraz wykonywaniu "kontrolnych" rzutów za szczupakiem. Muszę przyznać się, że miałem tylko kilka delikatnych skubnięć w gumę i nic nie złowiłem. Niestety i takie dni zdarzają się. Piszę o tym, bo prowadząc ten blog wędkarski. Postanowiłem sobie chociaż w kilku zdaniach opisywać każdą wyprawę wędkarską, także te zakończone fiaskiem. Próbowałem przechytrzyć "mętnookie" na wszelkie sposoby i najwyraźniej przez cały dzień coś źle robiłem. Za to kolega Piotrek ze swoimi obrotówkami i średniej wielkości przynętami gumowymi. Przechytrzył 7 okoni z czego trzy były już takich dość przyzwoitych rozmiarów jak na Odrę oraz jednego małego szczupaczka. Jakby ten dzień nad wodą był traktowany jako zawody wędkarskie. To zdecydowanie przegrałbym z nim. Nie ma co łamać się i następnym razem pewnie już lepiej będzie. Zbliża się najlepsza pora na duże szczupaki, okonie i sandacze. Szczęście w końcu musi mi dopisać, a o tym będzie można przeczytać na moim blogu.
...

Lato tej jesieni i Kol. Piotrek próbujący "dowalić mi" jakąś dużą rybą na koniec dzisiejszego łowienia.

wtorek, 27 września 2016

Trzy jesienne bolenie z Odry w Cigacicach.

W zeszły piątek wpadłem na pomysł, aby pojechać na nockę spinningową na Odrę poniżej portu w miejscowości Cigacice. Jak dojechałem nad wodę tak z godzinę przed zachodem słońca. Stwierdziłem dość pochopnie, że będzie ciężko coś złowić, bo Odra mocno podniosła się i na dodatek w wodzie unosiło się dużo zielska, które na pewno utrudni mi spinningowanie. Zabrałem nad wodę tylko jedną mocną wędkę z kołowrotkiem, na którym była plecionka pod nocne sandacze. Po dotarciu na najbliższą ostrogę, pierwsza moja myśl była taka "dlaczego nie wziąłem wędki na klenie?". Woda podniosła się, ale co za tym idzie ryby zaczęły bardzo mocno żerować przy powierzchni. Masa drobnicy na napływach i przelewach, która zbierała pokarm z powierzchni oraz co jakiś czas widok okazałego klenia lub bolenia zbierającego być może jakiegoś robala unoszącego się bezwładnie w wodzie. Na dodatek co chwile widziałem szalone ataki boleni, które najwyraźniej zrobiły sobie "wielkie żarcie" przed jesienią. Na klenia nie miałem żadnych przynęt, ale za to pudełko z boleniówkami zabrałem. Założyłem boleniowy wobler firmy "Siek-M" na plecionkę i posłałem go daleko za szczyt przelewu. Co chwile łapałem jakieś zielsko i przez to nie mogłem poprawnie poprowadzić mojej przynęty. Czasami udawało mi się poprowadzić wobler szybkim tempem bez przykrych niespodzianek na kotwicach lub plecionce. Co skutkowało tym, że w ciągu około godziny wyjąłem trzy fajne bolenie oraz zaliczyłem kilka "odprowadzeń" przynęty i jedną rybę, która spięła się mi. Jak wspomniałem celem mojej wyprawy miały być nocne sandacze, a bolenie tak z marszu złowiłem, bo naprawdę był to ich dzień. Jak zapadła ciemność szybko zrezygnowałem z łowienia, bo o ile w dzień szłoby jakoś wymanewrować sandaczowym wobem między zielskiem, to w nocy ciągle denerwowałem się. Praktycznie co rzut osadzało się coś na plecionce lub woblerze. Wpływając niekorzystnie na jego pracę. Po prostu tej nocy komfort łowienia był znikomy i dlatego wróciłem szybko do domu. Te trzy bolki uratowały mi tą wyprawę wędkarską. Rybki oczywiście wypuściłem z powrotem do wody.
...
Tej wielkości trzy bolki uratowały mi tego dnia "honor".
Zachód słońca był bajeczny - zdjęcie tego w pełni nie okazuje.

środa, 21 września 2016

Zawody GP "Zakończenie Sezonu" - 18.09.2016r - II miejsce Odra m. Brody

Jestem już po ostatnich zawodach z cyklu Grand Prix okręgu zielonogórskiego. Impreza spinningowa "Zakończenie Sezonu" odbyła się dnia 18.09.2016r nad Odrą w okolicach miejscowości Brody. Pogoda była już typowo jesienna, więc pora na "gumowanie" za szczupakami, okoniami i sandaczami. Z powodu bardzo niskiego stanu wody, zostało wyłączone z łowienia dość atrakcyjne starorzecze w okolicach przeprawy promowej. W związku z tym, postanowiłem udać się na głębsze główki powyżej ów starorzecza. Są tam bardzo atrakcyjne dość głębokie klatki między ostrogami, w których moim zdaniem najłatwiej byłoby upolować szczupaka lub okonia. Niestety wielu zawodników wpadło na ten sam pomysł i uprzedziło mnie. Zostało mi zająć, którąś z mniej atrakcyjnych płytkich główek, powyżej tego głębszego zakrętu. Przedzierałem się dłuższą chwilę na bardzo zarośniętą ostrogę, aż tu nagle stanąłem w jakąś dziurę i przewróciłem się. Ratując na szczęście wędki przed połamaniem. Na ostatnich metrach "dżungli" usłyszałem głos "zajęte!". No to musiałem kontynuować przeprawę przez chaszcze na sąsiadującą główkę. Jak już dostałem się na szczyt dość płytkiej ostrogi. Okazało się, że podczas mojego upadku, pobiłem ekran dotykowy w moim telefonie i tym samym nie mogłem porobić zdjęć złowionych ryb oraz zadzwonić do sędziego jakby była taka potrzeba. Nawet godziny nie mogłem sprawdzić. Czyli te zawody rozpocząłem niezbyt ciekawie. Na samym początku łowienia złowiłem z napływu bolenia, któremu brakowało dość sporo do wymiaru, więc szybko wypuściłem. Miałem nie nastawiać się na bolki, ale jak widziałem, że gania to musiałem mu zapodać jakąś boleniówkę. Później skupiłem się już tylko na okoniach i szczupakach, które powinny w taką pogodę bardzo dobrze brać. Chwile po wypuszczeniu bolka, miałem już pierwszego niewymiarowego okonia, a później kolejnego i jeszcze jednego itd... W końcu trafił się wymiarowy i wiedząc, że nie wyzeruje już. Rozpocząłem bardziej selektywne łowienie na gumę Cannibal firmy Savage Gear na 7g główce dżigowej. Na wynik długo nie czekałem,  bo tak jak myślałem szczupaki żerowały dobrze i na każdej prawie główce jakiegoś małego "pistoleta" złowiłem. W końcu poczułem konkretniejsze uderzenie i wyjąłem szczupaka o długości 69cm, który wziął w połowie długości ostrogi jakieś 5 metrów od brzegu, gdzie głębokość wody około 1m, a na dnie były pozostałości chyba faszyny. Taka ładna ryba złowiona koło 10 godziny (od sędziego znałem godzinę) bardzo poprawiła mi humor i wiedziałem już, że będę wysoko w tych zawodach, i że wygrałem klasyfikację Grand Prix mojego okręgu. Dalsze łowienie było na wielkim luzie i kilka główek dalej wyjąłem także na gumę Cannibal kolejnego wymiarowego szczupaka. Niestety pojawił się problem, bo przez ponad pół godziny darłem się z całej siły "sędzia!!!", a nikt do mnie nie przyszedł. Autentycznie zaczynałem się bać o to, że szczupak długo już nie pożyje w siatce i trzeba go w końcu zmierzyć i wypuścić. Nie było wyjścia, zostawiłem wędki na główce i poszedłem szukać sędziego. Zajęło mi to jakieś 15minut, bo był z 10 główek dalej. Jak mierzył mi szczupaka to pomimo, że nie miałem zegarka. Myślę, że koło godziny mogło minąć od złowienia go, do wypuszczenia. Miara pokazała prawie 59cm. Miałem już na karcie startowej okonia 22cm i dwa szczupaki 59 i 69cm. Byłem mocno wkurzony na to, że tak mało sędziów jest na zawodach okręgowych w spinningu i ja jako zawodnik musiałem na początku robić z siebie jakiegoś debila, który wydziera się na główce, a później zamiast łowić. Porzucić sprzęt i udać się na poszukiwania sędziego, który był już w podeszłym wieku i nic dziwnego, że sprawiało mu trudność poruszanie się po tak długim odcinku odry w poszukiwaniu zawodników, którzy być może złowili coś i chcieliby mieć zmierzoną rybę, aby móc iść w inne miejsce łowić. Połowiłem jeszcze na kilku ostrogach z kolejnymi niewymiarowymi szczupakami na koncie oraz jednym większym, który niestety spadł mi z haka. Przypominam, że byłem po nocce w pracy i do tego przeziębiony. Autentycznie nie miałem już sił dalej łowić i wędki złożyłem koło 13 godziny (zawody trwały do 15 godz.) i poszedłem w kierunku kapitanatu, aby zdać kartę startową i odpocząć. Paskudne miałem samopoczucie, a na dodatek zaczęło przelotnie padać. Podczas ogłaszania wyników dowiedziałem się, że zająłem drugie miejsce w zawodach i tak jak podejrzewałem wygrałem klasyfikację Grand Prix. W sumie złowiłem na tych zawodach 10 szczupaków (2 wymiarowe), 6 okoni (1 wymiarowy) i małego bolka. Nagradzanie najlepszych zawodników w GP odbędzie się podczas zawodów "Masters" zaplanowanych na 23 października. Prawo udziału w tych zawodach ma najlepsza 20-stka z klasyfikacji GP.
...
Najlepsza 6-stka na tych zawodach.
Tabela z wynikami.
Czekając na oficjalne wyniki, prawie zasnąłem pod okazałą topolą. Co wykorzystał kolega i zrobił mi zdjęcia. Wracając do wyników zawodów. Warto zwrócić uwagę na zwycięzce, bo to junior, który popisał się złowieniem prawie metrowego szczupaka i jednego mniejszego o długości ponad 70cm. Tym samym zdecydowanie uplasował się na szczycie tabeli.
...

Odpoczywam.

Po oficjalnych wynikach i wręczeniu pucharów. Przyszedł czas na losowanie upominków. Miałem "szczęście" i wylosowano mnie do odbioru nagrody, którą był płyn do płukania firmy Tesco. Bardzo to mnie i resztę zawodników rozbawiło.
...

Z Pucharem i nagrodą marki Tesco.
Uhonorowanie najlepszych w Grand Prix okręgu tak jak wspomniałem odbędzie się w późniejszym terminie, ale wyniki oficjalne są już podane, więc udostępniam je poniżej. Domyślam się, że pewnie kilka osób jest, którym mocno nie podoba się to, że w tym sezonie tak dobre wyniki miałem. Łowiąc na tani sprzęt wędkarski, używając ogólnodostępnych przynęt, nie mając czasu na treningi, nosząc starą i cerowaną wiele razy kamizelkę... Na moim blogu wędkarskim starałem się wielokrotnie pokazać, że moim zdaniem najważniejsze w spinningu jest to, aby "myśleć nad wodą", a drogi sprzęt i wyszukane przynęty nie gwarantują samych wędkarskich sukcesów :)
...
Klasyfikacja Grand Prix za rok 2016
Był to mój najlepszy sezon:
- Zdobyłem Mistrzostwo Okręgu
- Zdobyłem Mistrzostwo w moim klubie
- Wygrałem klasyfikację Grand Prix

Nie mogę doczekać się mojego startu w tegorocznych Mistrzostwach Polski, na których pewnie nie zajmę wysokiej lokaty, ale za to będę walczył jak najlepiej potrafię :)

sobota, 17 września 2016

Zawody spinningowe "Zakończenie Sezonu" już jutro - szykując sprzęt.

Jutro czeka mnie bardzo ciężki dzień i nie tylko z tego powodu, że jadę na zawody kończące rywalizacje o Grand Prix okręgu zielonogórskiego. Gorsze jest to, że jakieś choróbsko mnie łapie już od paru dni, a jeszcze dziś czeka mnie dość ciężka nocka w pracy. Czyli po raz kolejny będę walczył o dobre miejsce po ponad dobie bez snu i z m.in. zatkanym nosem i ogólnie złym samopoczuciu. Dzisiaj zabrałem się za szykowanie sprzętu. Pogoda wyraźnie pogorszyła się i jest bardziej jesienna. Co moim zdaniem bardzo pozytywnie zadziała na apetyt odrzańskich drapieżników, które podczas ostatnich upalnych dni raczej słabo żerowały. Nie biorę żadnych przynęt na klenie i bolenie, a skupie się na okoniach i szczupakach oraz ewentualnie sandaczach. W głowie narodziły mi się dwie taktyki na jutrzejszy dzień. Pierwsza, aby nastawić się tylko na okonie na starorzeczu nieopodal m. Brody i tym samym "małymi" punktami spróbować walczyć o utrzymanie się na pozycji lidera w ogólnej klasyfikacji. Niestety nie do końca wiadomo jeszcze czy ów starorzecze będzie włączone do łowienia. Drugi pomysł to obłowić jak największą liczbę główek w poszukiwaniu szczupaka "pierwszego rzutu" oraz okoni w klatkach. Odra to rzeka, która nigdy nie gwarantuje wyników i mogę nawet zejść na zero. Będę łowił głównie na gumy Cannibal od Savage Gear, które liczę, że skuszą jakiegoś szczupaka. Na okonie z kolei mam sprawdzone paprochy firmy Mann's i małe gumy firmy Keitech, które uzbroję w 4 gramowe główki. W następnym poście zdam tradycyjnie relacje z tych zawodów. Po raz kolejny liczę, że "moja" Odra będzie dla mnie łaskawa i da mi jakąś rybkę do zmierzenia przez sędziego :)

...

A i tak nie ma na co łowić :)

czwartek, 15 września 2016

Złów i wypuść, a regulamin PZW - moje przemyślenia

Od wielu lat staje się coraz bardziej popularna wśród wędkarzy zasada "złów i wypuść", której nie narzuca nam wędkarzom, regulamin połowu w większości wód PZW. Dlatego dość często można spotkać się w internecie lub nawet nad wodą z różnymi przejawami wrogości między wędkarzami stosującymi C&R, a zwykłymi zjadaczami chleba, którzy jak coś złowią to czasami zabiorą do domu na patelnie. W tym poście mojego bloga chciałbym pokazać mój punkt widzenia w tej kwestii.
...
1. Złów i wypuść jako nurt propagowany przez wielu wybitnych i utytułowanych wędkarzy: 
W gazetach, na forach internetowych i portalach spinningowych można trafić na opinie lub artykuły "mistrzów wędkarstwa", którzy zawzięcie przekonują zwłaszcza młodsze pokolenia wędkarskie, do wypuszczania wszystkich złowionych ryb (zwłaszcza drapieżnych), bo oni tak robią i na pewno opłaci się to w przyszłości. Ideologia bądź co bądź wydaje się szlachetna, ale po wnikliwej analizie rodzi wiele wątpliwości. Bo jest propagowana przez osoby, które zdobyły swoją popularność m.in. poprzez starty w zawodach wędkarskich spinningowych, które przecież do niedawna były przeprowadzane "na bitej rybie" i wtedy jakoś liczyły się tylko punkty i puchary, a nie to, że zabiłem np. dwa szczupaczki i okonia, aby być na 14 miejscu w zawodach okręgowych. Sam startowałem jako dzieciak w takich zawodach i do teraz dokładnie pamiętam np. te sterty martwych boleni pakowanych po zważeniu do worków po śmieciach i te ciche dyskusje po zawodach co z tym zrobić. Na pewno większość ryb z tych zawodów szła gdzieś do dołu i była zasypywana ziemią. Moim zdaniem większość takich wędkarzy należy raczej do ludzi zamożnych i to "C&R" jest dla nich czymś normalnym, bo jak "chcę rybę, to kupię w sklepie i nie będę musiał babrać się ze skrobaniem, flakami itd.". Stać ich też na odległe wyprawy wędkarskie na wody, gdzie mogą naładować swoje wędkarskie pragnienia, a po powrocie do Polski dochodzą do wniosku, że ryb nie ma, bo zjedzone przez wędkarzy lub kłusowników. Przy używaniu bardzo drogiego sprzętu wędkarskiego i łowieniu na wyszukane przynęty domyślam się, że jak trafiają się dni "nie biorą i koniec". Można odczuwać frustrację i szukać przyczyn nawet na siłę. Argumenty typu, że w np. Szwecji wypuszczają wszystkie ryby i dlatego mają tam tak rybne jeziora szczupakowe. Nie działają na mnie, bo gdybym zarabiaj tyle co oni, to mi nie chciałoby się złowionych ryb taszczyć do domu i męczyć się z nimi jak jakiś biedak. Jak widać "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia".
...
2. Łowiska "no kill" oraz czasowo wyłączone z wędkowania:
Czasami słychać o wodach PZW, na których wprowadzono czasowy zakaz zabierania złowionych ryb lub całkowicie wyłączono je dla wędkarzy, bo np. odbywa się tam tarło. Takie projekty są moim zdaniem bardzo dobre, bo poparte wprowadzeniem jasno brzmiących przepisów, które trzeba respektować. Jak często bywa w naszym kraju "idea słuszna, a wykonanie...". Wiosną sam, żeby nie zasiedzieć się w domu jeździłem do portu w m. Cigacice, aby pobawić się z jakimiś okonkami. Jest to typowe zimowisko ryb bardzo gęsto obstawione przez wędkarzy. Podczas spinningowania czułem jak moja przynęta prześlizguje się po grzbietach ryb. Ten port jest oblegany i ciągle monitorowany przez przechodniów i wędkarzy. Kilkanaście kilometrów dalej znajduje się duże starorzecze nieopodal m. Pomorsko. Zdawałoby się, że tam także nagromadziła się masa ryb bo warunki idealne i wędkarzy jakby mniej. Okazało się całkiem inaczej, już moja przynęta nie trafiała na stada zimujących ryb i tego okonka też o wiele trudniej złapać. Napotkani nieliczni wędkarze też nie mogli pochwalić się wynikami i łowili głównie małe krąpiki i płotki. Nasuwa mi się jedna tylko przyczyna takiego stanu rzeczy... Mianowicie kłusownicy!!! W porcie o wiele gorzej kłusować, gdy może dostrzec cię oko wędkarza lub zwykłego przechodnia. Natomiast w Pomorsku wystarczy postawić na czuja jedną osobę przy wjeździe w kierunku starorzecza, a reszta może kłusować wszelkimi dostępnymi środkami bez obaw, że ktoś ich przyłapie. Zmierzam już do setna sprawy. Jak już zamykana jest jakaś woda dla wędkarzy to jednocześnie PZW musiałoby zapewnić ciągły monitoring, bo jeżeli tego nie zrobi. Woda zostaje oddana kłusownikom, którym żaden wędkarz nie będzie przeszkadzał w "robocie". Zwolennicy "no kill" mogliby bardziej zaszkodzić takiej wodzie. Gdyby wpadli na pomysł zakazu wędkowania, aby rybka w spokoju rosła. No chyba, że rzeczywiście woda w tym okresie byłaby monitorowana. Lepiej, aby wędkarze zabrali czasami po kilka leszczy z zimowiska niż, aby kłusole w spokoju wytępili wszystko sieciami lub na prąd. Podoba mi się pomysł łowisk, na których nie można zabierać ryb. Oby tylko było to wprowadzane i respektowane z głową. Wędkarze są różni, a wielu takich co jedzie nad wodę, aby tylko posiedzieć. Rzadko coś łowią, ale jak złowią to lubią pochwalić się w domu. Wydali ciężko zarobione pieniądze na kartę wędkarską i powinni mieć prawo zabrania regulaminowo złowionej ryby. Zakaz zabierania ryb można wprowadzić np. na czas tarła lub w miejscach gdzie faktycznie grupuje się i nie powinna być gnębiona przez wędkarzy. Ja jako spinningista byłbym za wprowadzeniem zakazu zabierania złowionych ryb z zimowisk i zakazowi spinningu, bo niestety jest wielu "szmaciarzy", którzy potrafią szarpać ryby i w razie kontroli ciężko im udowodnić, że nie są zwykłymi spinningistami polującymi na okonki. Z użyciem dużych przynęt uzbrojonych w pokaźnych rozmiarów ostre kotwice, a te leszcze za kapotę to przypadkiem czepiają się...
...
3. Co na to ichtiolodzy?????
Dyskusje, kłótnie, a nawet zawzięte czasami "krwawe" wojny toczą się między wędkarzami. Dlaczego tak rzadko można spotkać się z opiniami ichtiologów. Takich co nie wędkują, aby byli obiektywni. Wędkarz może być zwolennikiem "no kill", bo inny wędkarz tak powiedział i po temacie. Powinny być regularnie prowadzone badania na naszych wodach, a wyniki ogólnodostępne. Stwierdzenia typu, że na Odrze sumy wszystko wyjadły i dlatego słabiej biorą klenie. Powinno być potwierdzone jakimiś badaniami, a nie tylko tym, że "zdzichu i wiesiu oraz wszyscy ich kumple stwierdzili, że trzeba tępić suma jak szkodnika". Może gwałtowne i częste wahania wody oraz wynikające z tego problemy w odbyciu tarła wielu ryb są głównym powodem, że klenia jakby mniej? Klenie trą się na płytkich przelewach, a w ciągu doby woda potrafi tak opaść, że można tam stanąć suchą stopą. Nie wiem i powinien ktoś się tym zająć. A jak będę regularnie przemierzał kilometry dzikich odrzańskich główek i złowię metrowego sandacza, którego zabiorę do domu. To na prawdę wyrządzę jakąś olbrzymią krzywdę wodzie i zasłużę na falę krytyki i nazywanie mnie np. "mięsiarzem" lub używanie mocnych wulgaryzmów. Bardziej obsesyjni potrafiliby nawet pobić za takie przewinienie, a sami działają tylko na zasadzie, że "jestem super wędkarz, mam super sprzęt i nie biorą mi, bo tacy mięsiarze zabijają ryby, które ja bym złowił'. Jakby stanąć z boku to taka sytuacja wydaje się najzwyklej w świecie głupia.Wszyscy narzekają, że mało u nas ryb, ale szukaniem przyczyn tego stanu rzeczy powinni zająć się nie tylko wędkarze, ale także osoby znające poszczególne gatunki w sposób naukowy.
...
4. Stosuję "C&R", więc mogę wszystko:
 Najbardziej wkurzają mnie właśnie tacy "etyczni" spinningiści, którzy chwalą się wszędzie tym, że wypuszczają rybki i dlatego ze swojej ideologii wyrzucili takie coś jak "okres ochronny". Są bez żadnej wiedzy z zakresu wcześniej wspomnianej ów ichtiologii. Sami sobie stworzyli swój własny regulamin. Uważają, że skoro wypuszczają złowione ryby to nie muszą patrzeć na zapisy w regulaminie połowu. Wiadomo zdarzają się każdemu przyłowy, ale jak widywałem wiosną te wszystkie bolenie, sumy i sandacze złowione niby przypadkiem podczas polowania na klenie i okonie. To muszę przyznać, że w wielu przypadkach dziwiłem się, że aż tak wielu nabiera się na to. Bo jak widzę zdjęcie bolka i w tle mocną wędkę oraz to, że autor najwyraźniej przegapił, że sfotografował też przynętę. Czyli jakiś boleniowy wobler, a później tłumaczy się tym, że np. na wobler Thrill salmo pod koniec marca łowi klenie, a boleń to czysty przypadek. Znam z życia wielu takich co zwłaszcza bolenie w marcu i kwietniu łowią na potęgę i sami sobie nie mają nic do zarzucenia, gdyż ryby wypuścili. Kiedyś też tak łowiłem i wstyd mi trochę z tego powodu, bo potrafiłem w ciepłym marcu i kilkanaście boleni złowić w ciągu dnia i oczywiście wypuścić. Z czasem jednak człowiek mądrzeje i czeka cierpliwie na 1 maja. Smutne to, że szczupaki też dostają w kość wiosną, bo podobno okres tarła szczupaka to czas gdy łowi się największe "mamuśki". Moim zdaniem takie łowienie jest zwykłym kłusownictwem i na pewno wpływa niekorzystnie na populacje ryb w danym łowisku. Nawet gdy ryby zostały wypuszczone nie zawsze w dobrej kondycji, bo hol i tarło zrobiły swoje. Fajnie, aby podczas czytania tych moich przemyśleń, każdy przeanalizował. Czy przypadkiem o nim nie piszę? Ostatnio właśnie taki jeden spinningista mocno mnie skrytykował, że zabiłem sandacza złowionego w czerwcu, a sam nie widział nic złego w tym, że wiosną wyjął kilka sandaczy z tarlisk. On święty, bo wypuścił w marcu, a ja mięsiarz, bo zabrałem jednego złowionego w czerwcu. Takich trzeba w moim mniemaniu leczyć i urwać z nimi kontakt.
...
5. Zdjęcie z rybką - sesja:
Dobra ryby wypuszczamy, ale chcemy na pamiątkę zrobić fotkę. Hmmm.... Czasami to pewnie jak z kobietą, która musi zrobić dużo zdjęć i wybrać najlepsze, a cenne minuty dla życia ryby uciekają. Spotkałem się z osobami łowiącymi sumy na żywca, którzy ryby złowione nocą przywiązywali do brzegu, aby zrobić lepszą fotkę za dnia. Jak widać zwolennicy "C&R", a raczej jakimiś względami etycznymi się nie kierowali. Ciekawe jak wielu spinningistów po złowieniu rekordowej ryby dzwoniło do kolegi znajdującego się na sąsiedniej ostrodze, aby przyszedł pstryknąć fotkę. Rybka leży na brzegu i czeka, a to, że jej szanse na przeżycie drastycznie maleją. Już się nie liczy. Nie wrzucam oczywiście wszystkich spinningistów do jednego wora, ale w tej sytuacji pewnie w mniejszości byłyby osoby, które niezwłocznie wypuściłyby rybę ze zrobieniem jakiejś szybkiej fotki "z ręki", bo najważniejsze byłoby dla nich to, że ryba ma wtedy największe szanse na przeżycie. Sam jak robię zdjęcia złowionych ryb to zawsze staram się, aby jak najmniej stracić na to czasu. Zazwyczaj fotka jest robiona gdy ryba ma jeszcze nawet przynętę w pysku lub dopiero co położyłem ją na brzegu (maty nie noszę). Myślę, że nawet minuta nie mija gdy robię zdjęcie ryby i wypuszczam ją. Czytałem kiedyś jakiś artykuł na temat warstwy ochronnej śluzu u ryb i wynikało z niego, że jak wędkarz za bardzo "poprzytula" rybę lub pozwoli jej obijać się na łodzi lub motać gdzieś w trawie na brzegu. To ta ochronna warstwa ściera się i ryba jest bardzo narażona wtedy na choroby w efekcie których zdycha nawet  po kilku tygodniach. Ile w tym prawdy to nie wiem, ale jest coś na rzeczy i warto zastanowić się czy nasz okaz po sesji zdjęciowej. Na pewno wrócił do wody w dobrej kondycji. Ja w tym roku zabrałem kilka boleni do domu i nie dlatego, że mają dobre mięso, ale dlatego, że po holu i wydostawania głęboko połkniętej przynęty nie byłem zbytnio przekonany, że wypuszczanie ma sens. Oglądając fotki zwłaszcza dużych sandaczy i szczupaków trzymanych na koniuszkach palców. Można pomyśleć, że robienie tego zdjęcia nie było na szybko, ale wymagało więcej czasu i prób. Chodzi mi o to, że skoro ryby mają być bezwzględnie wypuszczane, aby mogły rosnąc i przekazywać swoje geny to dlaczego tak mało piszę się i mówi o prawidłowym traktowaniu ich oraz o szansach na przeżycie po czasami bardzo długim holu lub po niefortunnym wyślizgnięciu się z dłoni łowcy i upadku na ziemię? Może w tym całym "no kill" nie chodzi o to, aby wypuszczać i liczyć, że przez to, nasze wody będą obfitowały w okazy, a jest bardziej przyziemnie w stylu, że "ja wypuszczam, bo tak na prawdę nie lubię rybiego mięsa i nie chce skrobać ryb po nocy, więc wszyscy inni też powinni tak robić, bo w moim mniemaniu wędkarstwo powinno być z czasem ekskluzywnym hobby dla bogatych ludzi, a nie sposobem pozyskiwania rybiego mięsa". Ryba to trofeum do zdjęcia, aby można było pochwalić się przed znajomymi, a czy przeżyje, czy nie... już nieważne. Tak prawdopodobnie jest w większości przypadków.
...
6. Mięsiarz się nazywam, więc muszę się ukrywać?
Przykładowo... Pracuje po 240 godzin w miesiąc u jakiegoś dorobkiewicza, a żeby odstresować się znajduję tak dwa razy w miesiącu czas, aby pojechać powędkować. Generalnie to jakieś płoteczki i uklejki biorą, ale tym razem coś na prawdę dużego ma na kiju i wyjmuje z wody takiego prawie metrowego sandacza, który wziął na "trupka". Te ponad 200zł na kartę to był dla niego duży wydatek, a przecież wg regulaminu może tą rybę zabrać i zjeść. Nie myśli o tym, że może mięso za tłuste lub za chude lub tym, że robi jakąś dużą szkodę dla ekosystemu. Wraca do domu gdzie żona z wielkim szokiem widzi takie olbrzymie rybsko i już nie może warczeć na męża, że pewnie "na dupy z kolegami chodzisz, a nie na ryby, bo jeszcze żadnej nie przywiozłeś". Nagle wpada na pomysł, że pochwali się całemu światu i wrzuci fotkę zrobioną w łazience na jakąś grupę FB. Po paru godzinach jest nawyzywany w komentarzach na wszelkie sposoby i w końcu usuwa to zdjęcie i nawet nie wie dlaczego tak się stało. Od teraz musi ukrywać się jak przestępca z tym, że zabiera regulaminowo złowione ryby (chore to jest). Komentują głównie "mistrzowie spinningu", którzy na swoich profilach mają wiele zdjęć z rekordowymi rybami złowionymi gdzieś za granicą lub u nas w Polsce złowionych z swoich wypasionych doskonale wyposażonych łodzi, a sami mają czas być nad wodą nawet 100dni w roku oraz młodzież, która zaczyna dopiero swoją przygodę z wędkarstwem i jest podatna na różne bodźce. Przykładowego wędkarza mogą zgnoić nawet jak nie złamał żadnych przepisów, a nawet przecież nie złowił ich ryby, bo jeździ gdzieś blisko na obleganą i przełowioną wodę, gdzie "prawdziwi" wędkarze nie pokazują się. Takie sytuacje są dość częste w sieci i mam nadzieje, że nie tylko mnie wkurzają takie zachowania. Gdy "wędkarz, wędkarzowi wilkiem". Trzeba umieć odróżnić kłusownika/mięsiarza od zwykłego wędkarza, któremu udało się w końcu coś ładnego złowić. Co innego osoby, które postawiły sobie za główny cel zapełnienie zamrażarki, a jak już pełna to nakarmienie wszystkich sąsiadów. Tacy dzielą się na takich co mają gdzieś limity, wymiary ochronne itd., tych trzeba tępić i nigdy nie przechodzić obok obojętnie, bo kłusownicy. Druga grupa respektuje co prawda regulamin, ale niestety jest przekonana, że skoro wędkarstwo i karta tyle kosztują to nie wypada wypuszczać ryb, bo to wyrzucanie pieniędzy w błoto i lepiej zapełniać zamrażarkę, bo kiedyś na pewno je zjem. Takich to można jeszcze naprostować i przekonać do tego, że w wędkarstwie chodzi o coś więcej niż mięso. Nawet jakby nie zmienili podejścia to nie zasługują na wyzwiska, bo nie łamią żadnych przepisów.
...
7. C&R na pokaz i wielka ściema.
Nie od dziś wiadomo, że "papier przyjmie wszystko". We wcześniejszym punkcie napisałem, że czasami ludzie muszą ukrywać się z tym, że zabierają ryby. W tym natomiast napiszę, o tych co na zdjęciach i w rozmowach chwalą się, że wypuszczają, a wcale tak nie jest. Znam wiele takich osób co lubią rybie mięso, ale boją się lub wstydzą pokazywać tego. Wszystko w obawie przed fanatykami "złów i wypuść" i wrednymi komentarzami. Nie zmienia to faktu, że także chcą pochwalić się swoimi okazami w internecie i zwyczajnie kłamią, że "wróciła do wody w dobrej kondycji". Przez takie zachowanie nieświadomie napędzają to koło obłędu i hejtu. Za parę lat to wszyscy "będą wypuszczali", a ryb wcale więcej nie będzie. Głupotą moim zdaniem jest takie sztuczne zwiększanie liczby wędkarzy, którzy ponoć stosują zasadę "no kill". Pewnie nie jeden mój czytelnik potwierdzi to co napisałem, a nawet dojdzie do wniosku, że sam tak robi.
...
8. Nie każdy korzysta z internetu.
Ja tu piszę swoje, a rzesza wędkarzy nawet nie korzysta z internetu tak często jak ja. Mają swoje ulubione łowiska, które doskonale znają, na których regularnie łowią przyzwoite okazy i wcale nie interesują się dyskusjami prowadzonymi w internecie na temat wypuszczania ryb. Wędkarstwo jest dla nich tylko hobby i nie szukają ani rywalizacji, ani jakiejś chwilowej sławy. Czy zabiorą złowioną rybę, czy wypuszczą. Jest bez znaczenia, bo za pomocą wędki nie da się opustoszyć całego jeziora.
...
9. Dzikie odrzańskie ostrogi.
Skoro takim złem są wędkarze zabierający ryby oraz przez nich często nic nie bierze, bo wszystko zjedli. To dlaczego podobne wyniki zdarzają się na najdzikszych trudno dostępnych zarośniętych ostrogach, na których na pewno od dawna nikogo nie było, a dobre wyniki często są w miejscach gdzie na weekend ciężko znaleźć wolną miejscówkę.
...
Tak w wielkim skrócie i tylko kilku punktach opisałem moje poglądy w kwestii wypuszczania legalnie złowionych ryb. Nie godzę się na wpychanie na siłę jakiś ideologi, które nie są poparte żadnymi argumentami. Jestem przekonany, że wędkarz przestrzegający regulaminu danego łowiska nie jest w stanie "zostawić po sobie studni". Ja zdecydowaną większość ryb wypuszczam, ale jakbym złowił wymiarowego sandacza. To na pewno zabrałbym go. Tyle, że nie taka prosta sprawa i na razie pomimo kilku wypadów muszę obejść się smakiem. Jakbym chciał być tym strasznym mięsiarzem i jeść głównie złowione przez siebie ryby. To szybko zmarłbym z głodu. Natomiast jak w końcu upoluję tego przebiegłego sandacza to nie zrobię wielkiej szkody łowisku zabierając go. Nie uważam także, że miałbym wtedy powód do wstydu i ukrywania się z tym jak jakiś przestępca. Temat rzeka, a ja na koniec prosiłbym o nie "hejtowanie" w komentarzach i uszanowanie moich poglądów....
...

niedziela, 11 września 2016

Mistrzostwa klubu "WKS Rapa Zielona Góra" 11.09.2016r Odra m. Krępa

Dziś startowałem w zaległych zawodach o mistrzostwo klubu spinningowego WKS Rapa Zielona Góra, którego jestem członkiem. Obecnie klub cierpi na braki w członkach czynnie startujących w zawodach spinningowych. Dlatego zawody nie odbyły się we wcześniej zaplanowanym terminie, a dopiero dzisiaj. Startowały ze mną tylko 4 osoby, więc nie traktowałem tego jako kolejnej zawziętej rywalizacji, a jako coś na wzór spotkania nad wodą. Wynik aż tak nie liczył się, tylko spotkanie nad wodą i pogawędka o rybach. Po 5,5 godzinnym spinningowaniu. Stan wody nadal bardzo niski i do tego dość wysoka temperatura. Poszedłem na głębsze główki w górę rzeki w tzw. Dęby, bo czułem, że tylko tam mam szanse na jakieś ryby w tych warunkach. Kleniom i boleniom dałem spokój, a nastawiłem się głównie na szczupaki, okonie i sandacze. Na gumę Cannibal w dołku poniżej szczytu ostrogi, wydłubałem dość szybko pierwszego sandaczy, który o zgrozo zeżarł całą gumę, a nie miał nawet wymiaru więc szybko go wypuściłem.
...
Pierwszy żarłoczny sandaczyk - szkoda, że nie wymiarowy.
Słońce coraz wyżej, a ja nadal obławiam klatki z nadzieją na jakiegoś szczupaka. Odra dała mi szczupaka co prawda, ale podobnie jak sandaczowi. Brakowało mu około 10cm do wymiaru. Małe rybki mnie najwyraźniej dziś prześladowały, a ja nie miałem na to żadnego wpływu. Liczyłem, że już swoją pulę "niewymiarków" wyczerpałem tego dnia i teraz to na pewno coś konkretnego mi weźmie. Myliłem się i w opadzie w warkoczu poczułem podwójne pstryknięcie, które w porę zaciąłem, a tu koń by się uśmiał, bo kolejny mały sandaczyk...
...
Maluchy strasznie mnie wkurzały.
Tego już było za dużo, na moje nerwy, a że słonce wysoko i upał. Postanowiłem uratować się jakimś okoniem, aby nie było śmiechu ze mnie, bo jako mistrz okręgu nie powinienem zerować na takich zawodach. Głęboki "kąt" z jakimiś patykami na dnie, a ja w dłoni mam delikatną wędkę, a za przynętę twister z podwójnym ogonkiem na 4g główce. Kilkanaście minut takiego łowienia i wyjąłem okonia długości 27cm, który okazał się jedyną moją rybą. Koledzy też mieli ciężko tego dnia, bo z tak mizernym wynikiem i tak zająłem pierwsze miejsce i zdobyłem tytuł mistrza klubu w tym roku. Za tydzień mam ostatnie zawody okręgowe, na których muszę mocno sprężyć się i nie liczyć, że jeden okoń może coś mi dać. Co ciekawe w okręgu w klasyfikacji Grand Prix prowadzę i w najgorszym wypadku mogę zająć ostatecznie 3 miejsce nawet jakbym nic nie złowił. Tyle komfortu przed ostatnią imprezą spinningową...
...
Tym okoniem uratowałem dziś honor.
"mistrz"

sobota, 10 września 2016

Treningowy wyjazd na Odrę w m. Brody - nieudany

Witam!
Dnia 18.09.2016r mam zawody spinningowe "zakończenie sezonu" nad Odrą w miejscowości Brody i w związku z tym, chciałem przejść się po terenie zawodów i wybadać gdzie przy obecnie katastrofalnie niskim stanie wody. Znajdują się najlepsze miejscówki na szczupaki i okonie. Wyjechałem o świcie z Zielonej Góry i planowałem przeprawić się promem w Brodach, bo najbliżej. Jak pech to pech i okazało się, że stan odry jest aż tak niski, że przeprawa promowa nieczynna. Dlatego pozostało mi łowienie na lewym brzegu odry, gdzie nie będą rozgrywane zawody. Niby wrzesień, a temperatury bardzo wysokie. W upale bardzo nie przyjemnie łowiło się mi.
...
Niby tak blisko, a tak daleko.
Na samym początku postanowiłem obłowić płytkie, boleniowe główki w dół rzeki. Zazwyczaj udaje mi się tam złowić jakąś rapę. Tym razem jednak był to tylko spacerek, bo odra jest tak niska, że w nurcie było może 50cm wody, a w klatkach tylko piach lub kilkunastocentymetrowe płycizny. Lubię łowić na płytkich główkach, ale to co zostałem było aż przesadą i "ewakuowałem" się pośpiesznie na głębsze ostrogi w górę od przeprawy promowej.
...
Pustynia.
Kilka rzutów na pierwszej ostrodze i wyjąłem małego bolenia na pocieszenie z warkocza. Rapy tego dnia dość słabo żerowały i rzadko można było zaobserwować jak uganiają się przy powierzchni za drobnicą. Obławianie każdej klatki rozpoczynałem od szukania okoni w klatkach. Złowiłem 3 wymiarowe okonie w tym dręczącym upale. Moją mocniejszą wędkę przezbroiłem na plecionkę i zamiast walczyć z bolkami, zdecydowałem się poszukać na relaksie jakiś szczupaków i ewentualnie sandaczy w nurcie i jego skraju w okolicach dna. W "kącie" wyjąłem szczupaczka około 40cm na gumę Cannibal, a czesanie nurtu i warkocza cięższymi gumami, przyniosło mi tylko jedno branie prawdopodobnie niedużego sandacza, który po chwili spadł mi z haka. Ogólnie to było bardzo słabo tego dnia nad Odrą, a upał tak denerwował, że skończyłem łowić koło południa.
...
Trzy takie okonie na paprochy.
Mały boleń na wobler firmy "hunter"

środa, 7 września 2016

Bardzo irytujące bolenie i jeden szczupaczek na gumę Cannibal.

Piękna pogoda tej jesieni, skłoniła mnie do zapolowania jeszcze raz na odrzańskie bolenie. Przy tak ciepłym wrześniu, nadal jest masa drobnicy między najpłytszymi ostrogami. Wiadomo gdzie ławice drobnych rybek, tam i drapieżniki, które polują na nie. W tak płytkich klatach z piaszczystymi łachami, które graniczą często z głównym nurtem. Są idealne warunki dla boleni. Szczupaki też czasami zajmują dołki poniżej szczytu główki. Byłem na takich ostrogach około 8 godziny, a nadal utrzymywała się gęsta mgła. Jak trochę przejaśniło się, wszystkie moje podejrzenia spełniły się. Było ewidentnie widać jak narybek "oczkuje" na wypłyceniach oraz to, że bolenie regularnie wypływają na żer, na tak płytką wodę, aby żerować na kilkucentymetrowych drobnych rybkach. Bardzo ciężko jest skusić tak żerujące rapy, bo w tym okresie żywią się o wiele drobniejszymi rybami, niż rozmiar nawet najmniejszych tradycyjnych boleniowych woblerów, są przy tym diabelnie ostrożne i łatwe do spłoszenia. Mi jednak wiele razy w przeszłości udawało się łowić takie bolki na 6cm boleniówki. Było to okupione często bardzo męczącym wielogodzinnym spinningowaniem w jednym miejscu. Gdzie trzeba było zacisnąć zęby widząc agresywna ataki na drobnice i zawzięcie biczować wodę z nadzieją, że któraś rapa zaatakuje moją przynętę. Ryby zamiast "walić na oślep" wolały cicho wpływać i dosłownie pochłaniać drobne rybki z ławicy. Łowiłem na moje sprawdzone woblery przez około 6 godzin i to po to, aby napisać teraz na moim blogu wędkarskich, że te zmagania przegrałem i tylko trzy razy widziałem jak boleń odprowadzał mój wobler i nie wziął. Prawdopodobnie każdy rzeczny spinningista, uganiający się za boleniami. Miał takie dni, że podobnie jak ja, był po wielu godzinach zmuszony do kapitulacji, bo ryby nie chciały dać się przechytrzyć na nawet najcudowniejsze przynęty. Zakładając tego bloga postawiłem sobie, za główny cel. Opisywać wiarygodnie i szczerze wszystkie moje zmagania spinningowe i nie robić z siebie na siłę jakiegoś mistrza spinningu, bo i członkowie kadry narodowej na pewno mają gorsze i lepsze dni nad wodą. Wędkarstwo spinningowe to metoda łowienia i hobby, które bardzo uczy pokory i cierpliwości. Zrobiłem sobie kilka przerw od "boleniowania", aby obłowić dołki i rynienki poniżej ostróg z nadzieją, że kryje się tam jakiś szczupak lub sandacz. Chciałem też przetestować gumy Cannibal od firmy Savage Gear, które ostatnio kupiłem. Uzbroiłem je w główki dżigowe o masie 7 gram i spokojnie obławiałem wcześniej wspomniane głębsze miejsca w klatkach. Muszę przyznać, że te gumy pracują bardzo fajnie i pomimo bardzo ostrego słońca, wysokiej temperatury i "mało szczupakowego" miejsca, udało mi się zaliczyć dwa brania niedużych szczupaków. Jeden spadł podczas holu, a drugi został bezzwłocznie wypuszczony po zrobieniu szybkiej fotki. Tak wyglądał mój wczorajszy wypad wędkarski na Odrę. Dobrze, że chociaż ręka rybą śmierdziała mi...
...
Bardzo gęsta długo utrzymująca się mgła.
Typowe boleniowe ostrogi. Płytkie, krótkie i z łachami piachu w klatkach.
Jedyna ryba wyprawy. Żarłoczny mały szczupak na gumę Cannibal.

poniedziałek, 5 września 2016

"Puchar Jesieni" 4.09.2016r - Odra m. Krosno Odrzańskie - 14 miejsce

Przedostatnie zawody spinningowe "Puchar Jesieni" zaliczane do klasyfikacji Grand Prix zielonogórskiego okręgu PZW, odbyły się wczoraj nad Odrą w mieście Krosno Odrzańskie. Ten odrzański odcinek znam bardzo słabo i łowiłem tam bodajże trzeci raz w życiu. Dodatkowo nie znalazłem czasu, aby odbyć jakiś choćby krótki trening na tym łowisku. Wspominając słabe wyniki na ostatnich prywatnych wyprawach wędkarskich. Nie liczyłem na jakąś dobrą lokatę na tej wodzie i pojechałem tam głównie z nastawieniem, aby złowić cokolwiek i zdobyć kilka puntów do klasyfikacji GP. Niski stan odry i bezwietrzna ładna pogoda z rana, dawały wielkie nadzieje na złowienie jakiejś konkretnej ryby w pierwszych dwóch godzinach zawodów. Poszedłem na piaszczyste główki w górę od mostu na prawym brzegu odry (całe zawody tam spędziłem). Przy "piachach" w klatkach widziałem, że ławice bardzo drobnych rybek są nękane przez bolenie, a czasami nawet jakaś większa sztuka pogoniła bliżej warkocza. Łowiłem na 6cm woblery firmy "Siek-M" model Siga. Godzina machania w klatki i jest mocne branie w okolicach piaszczystej łachy. Chwilowy hol i pewnie podbieram niedużego bolenia, który mierzył 42,5cm długości. Plan zrealizowany, a ja próbuje zawzięcie złowić drugiego. Pech spinningisty jednak tego dnia uczepił się mnie. Pół godziny po wyjęciu ów bolka. Zaliczyłem potężne boleniowe puste branie. Ryba spięła się i zostawiła tylko po sobie zburzoną powierzchnie wody (bardzo denerwujące są takie momenty na zawodach). Im później tym wiatr silniejszy i zaczęło padać. Koło południa wyjąłem z warkocza bolenia, któremu do wymiaru brakowało dosłownie kilku milimetrów. Te kilka milimetrów więcej i byłbym na o wiele wyższej pozycji w tych zawodach. Ostatnie dwie godziny zawodów to już paskudna pogoda z silnym wiatrem i przelotnymi opadami deszczu. Dałem spokój sobie z bolkami i zacząłem łowić okonie na paprochy z 2,5 gramową główką. Dla zdobycia chociaż kilku dodatkowych punktów, bo dostanie się na podium było już nieosiągalne. Straciłem szanse tym dużym boleniem, który nie zaciął się i tym drugim, któremu zabrakło minimalnie do wymiaru. Okonie brały bardzo dobrze tylko, że jakoś nie wiem jak to możliwe, ale wymiar na zawodach to 20cm, a łowione przeze mnie ryby miały prawie wszystkie długość 19,5cm. Tylko trzy okonie były powyżej wymiaru i dały mi kilka punktów. Najlepsze wyniki miałem na żółte "portki" firmy Mann's. W sumie w ciągu 2 godzin złowiłem około 30 okonków. Tak z grubsza wyglądał mój dość pechowy start na tej imprezie spinningowej. Zająłem odległe 14 miejsce, ale za to zdobyłem dużo punktów do klasyfikacji Grand Prix i nadal pewnie zajmuje pierwsze miejsce. To najważniejsze dla mnie. Za dwa tygodnie ostatnie zawody spinningowe w okręgu, na których wszystko rozstrzygnie się. Mocno liczę na utrzymanie się na pozycji lidera w Grand Prix.
...
Moja karta mogłaby lepiej wyglądać.

Najlepsza trójka na tych zawodach. Tym razem nie załapałem się do zdjęcia.
Mogłyby takie cały czas brać...


Po ostatnich zawodach podsumowałem kol. Krzysztofa Kowalewicza, który pomimo, że nie ma doświadczenia w startach w zawodach spinningowych. To jednak od początku sezonu osiąga bardzo dobre wyniki i tak jak podejrzewałem, w Krośnie Odrzańskim także zajął wysokie 2 miejsce! Jest najgroźniejszym moim konkurentem, który ma największe szanse zwinąć mi nagrodę za GP sprzed nosa, ale to już okaże się na kolejnych zawodach, które kończą tegoroczną rywalizację w okręgu.
...
Kol. Krzysztof Kowalewicz z pucharem za 2 miejsce.

sobota, 3 września 2016

Jesienne zakupy przynęt Savage Gear, Keitech oraz akcesorii w sklepie Fish24

Dziś na ryby nie pojechałem, a jutro mam zawody wędkarskie, na których czuję, że nie wypadnę zbyt dobrze. Dlatego postanowiłem wydać bony, na zakupy w sklepie fish24.pl, aby poprawić sobie humor. Przez prawie 2 godziny wybierałem przynęty i akcesoria za kwotę 380 złotych. W październiku jadę na Mistrzostwa Polski, które odbędą się na Zalewie Zegrzyńskim i dlatego większość przynęt wybrałem firmy Savage Gear, które podobno są bardzo skuteczne na szczupaki. Nie chcę jechać tyle kilometrów i nastawiać się na okonki. Wolę zaryzykować i próbować łowić szczupaki niż bawić się z okoniami, które dadzą pewnie odległą pozycję. Lepiej nic nie złowić, a mieć szansę na wysokie miejsce, niż łowić okonki i cieszyć się z np. 50 lokaty. Od dawna bardzo ciekawią mnie przynęty z serii Soft4play, o których skuteczności napisano bardzo wiele, i wiele filmów nakręcono. Muszę sam je przetestować. Tak samo jak gumy "cannibal", które też dziś nabyłem. Dodatkowo kupiłem kilka przynęt firmy Keitech, zwłaszcza mniejsze modele, na które już jutro będę łowił z nastawieniem na okonie. Wiadomo jakieś główki dżigowe i stalki musiały także znaleźć się w mojej torbie z zakupami. Czy okażą się skuteczne... O tym w kolejnych postach na moim blogu wędkarskim...
...
Dzisiejszy połów w sklepie wędkarskim.
Soft4play - Savage Gear
Cannibal
Okoniowe gumki firmy Keitech
Wysokiej jakości główki dżigowe.

piątek, 2 września 2016

Złej passy ciąg dalszy - rozpoznanie przed zawodami w Krośnie Odrzańskim

Dziś przez 4 godziny łowiłem na Odrze w okolicach m. Cigacice. W związku ze zbliżającymi się zawodami spinningowymi. Chciałem zrobić sobie rozpoznanie co dzieje się nad wodą i sprawdzić czy nadal dość dobrze żerują bolenie, na które planowałem nastawić się na tej imprezie wędkarskiej. Rapy było widać, że żerują bardzo intensywnie na napływach ostróg i w klatkach, w okolicach piaszczystych łach. Zdawało mi się, że będzie łatwo coś złowić. Szybko okazało się, że wszystkie moje boleniowe woblery, nie sprawdzają się dzisiaj. Zaobserwowałem, że bolki żerowały na tzw. "sieczce", czyli bardzo drobnych rybkach takich do kilku centymetrów długości. Drapieżniki zdawało się, że dosłownie pochłaniały bardzo licznie występujący drobny narybek i wcale nie interesowały się większym pokarmem, który imitowały moje boleniowe przynęty. Uparcie "mieliłem" wodę moimi ulubionymi "siekami" z nadzieją, że trafię w moment, i któraś rapa skusi się. Niestety tym razem żadnego brania nie doczekałem się, pomimo ewidentnego żerowania ryb. Próbowałem poszukać kleni na przelewach i też "studnia". Podczas obławiania warkocza doczekałem się brania okonia, a chwile później wyjąłem małego szczupaczka. Ogólnie albo zapomniałem jak się łowi, albo ryby obecnie wcale nie chcą "współpracować". Spotkałem nad wodą znajomego spinningistę, który też niestety nie mógł pochwalić się żadną fajną rybką na kiju. Na zawodach 4 września na odrze w m. Krosno Odrzańskie będę musiał poważnie rozważyć taktykę, polegającą na nastawieniu się na okonie, aby tylko "nie wyzerować". Będzie bardzo ciężko zająć dobrą lokatę i może jednak warto skupić się tylko na zdobyciu kilku punkcików do klasyfikacji Grand Prix. Tradycyjnie liczę, że odra i tym razem okaże się dla mnie łaskawa ;)
...
Taki okonek i szczupaczek koło 40cm - jedyne dzisiejsze ryby.