środa, 24 lutego 2016

Etyka i logika "no kill"

Witam!
W obecnych czasach bardzo popularna staje się filozofia wędkarska, polegająca na, bezwzględnym wypuszczaniu wszystkich złowionych ryb. Moim zdaniem ten nurt niesie za sobą nie tylko korzyści, ale i także patologie. Łowimy w większości na wodach PZW i teoretycznie regulamin połowów powinien być głównym wyznacznikiem tego jak możemy łowić, gdzie, jaka metoda dozwolona, kiedy są okresy ochronne dla poszczególnych gatunków oraz kiedy możemy uśmiercić złowioną rybę. Niestety wielu wędkarzy zaczyna dorzucać swoje przepisy motywując to troską o wody i szeroko pojętą etyką wędkarską. Groźne są czasami nawet "siłowe" próby narzucenia swoich przekonań, wędkarzom tzw. "starej daty". Haniebne jest moim zdaniem np. to, że ludzie jedzący złowione w zgodzie z regulaminem ryby, są często mieszani z błotem i wręcz gnębieni przy potocznym nazywaniu ich np. "mięsiarzami". Bo jakim prawem można krytykować kogoś kto złowił np. metrowego sandacza w listopadzie i zabrał go, skoro dzierżawca wody np. PZW zezwala w swoim regulaminie na takie postępowanie? Jeżeli jakieś przepisy są szkodliwe dla wód lub ogólnie wędkarstwa to należy je zmienić i wtedy dopiero karać tych, którzy się do nich nie dostosują. Ja osobiście jako spinningista prawie wszystkim rybą zwracam wolność i wystarczy mi zrobienie fotki, bo i tak mięso np. bolenia czy klenia nie smakuje mi. Pomimo tego, szanuje innych wędkarzy nawet tych, którym smakuje rybie mięso i uważam, że atakowanie ich np. w internecie jest śmieszne, bo oni nic złego nie robią i najwyraźniej trzeba zmienić regulamin amatorskiego połowu ryb. Druga strona sporu czyli fanatycy "no kill" powinni też zastanowić się nad niektórymi kwestiami. Bo doszliśmy do paradoksu i naginania zasady "no kill" tak, aby na tym skorzystać. Mianowicie nagle dla wielu osób okazało się, że np. łowienie boleni i szczupaków w marcu lub kwietniu to nic złego, bo skoro wypuszczają ryby to już ich okresy ochronne i regulamin nie dotyczą. Nie potrafią zastanowić się czemu właściwie te okresy ochronne mają służyć. Nie zostały wprowadzone dlatego, że np złowienie sandacza w lutym jest za łatwe, a dlatego, że te ryby mają w tym czasie tarło i nie powinni wędkarze ingerować w jego przebieg oraz po prostu dać sobie spokój na jakiś czas z tym gatunkiem i starać się łowić inne np. pstrągi i okonie. Większe szkody może wyrządzić etyczny wędkarz kłujący ryby na tarlisku niż taki co zabije okaz, złowiony już po zakończeniu okresu ochronnego. Pomimo, że ten pierwszy wypuszcza wszystkie złowione ryby i ma niby czyste sumienie. Wkurzają mnie "mistrzowie spinningu" co sezon boleniowy zaczynają już w marcu, a później zamieszczają zdjęcia ze złowionymi rybami na różnych portalach społecznościowych z dopiskiem, że "przyłów" lub poczekają z publikacją zdjęć na 1 maja i napiszą, że to z dzisiejszego wypadu. Jeszcze trochę i wpędzimy się w taką paranoje, że jak zostanie ktoś przyłapany na np. zabiciu rapy i noszeniu jej w reklamówce, to może liczyć się choćby z tym, że ktoś mu opony w aucie potnie lub szybę wybije. Liczę na kompromis i to, że "etycznie wędkarze" oraz " mięsiarze" znajdą sposób na bezkonfliktowe wspólne egzystowanie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz