niedziela, 14 lutego 2016

Nieudana próba zajęcia stanowiska w porcie...

Dziś pomimo przenikliwego chłodu i przelotnego deszczu połączonego z momentami dość silnymi podmuchami wiatru. Wpadłem na pomysł, że pojadę po raz kolejny do portu w Cigacicach, aby zapolować na okazałe okonie. Jak już pisałem wcześniej na tym łowisku jest strasznie ciężko znaleźć spinningiście wolne miejsce do łowienia z powodu dużej ilości spławikowców, a nie miałem zamiaru łowić ze wcześniej opisanej wysokiej rampy. Nad wodą byłem jeszcze o zmroku, licząc na to, że uda mi się zająć najatrakcyjniejsze miejsce przy rampie, zanim pojawią się spławikowcy i ku mojemu zdziwieniu to i kolejne stanowiska były już "zarezerwowane" przez wędkarzy, którzy najwyraźniej obrali tą samą taktykę co ja tyle, że z lepszym skutkiem.
...
...
Wolne miejsce było dopiero około 40m od rampy i tam właśnie rozpocząłem łowienie. Z początku rzucałem na małe woblerki, a jak zaczęło robić się widno. To chwyciłem za moje pudełku z paprochami, w którym mam najbardziej skuteczne kolory moim zdaniem. Na prawo ode mnie o około 5m łowił spławikowiec, a na lewo w podobnej odległości też miałem sąsiada z wędką. Został mi, więc do obławiania dość ograniczony obszar wody na wprost. Nie rezygnowałem licząc na dobre wyniki. Temperatura oscylowała koło 2*C  co w połączeniu z wiatrem i mżawką strasznie psuło komfort łowienia. Dłonie marzły, a podczas rzutu robił się duży łuk z żyłki porywanej na wietrze, który trzeba było szybko zbierać na kołowrotek, aby nie przeszkadzał sąsiadującym wędkarzom. Takie warunki zmuszały do dość delikatnego łowienia. Dwuogonkowy twister w kolorze zgniłej zieleni z czerwonym brokatem poszedł na pierwszy ogień. Z powodu silnego wiatru stosowałem 4 gramową główkę dżigową. Przynętę prowadziłem bardzo leniwymi płynnymi podskokami nad dnem z częstymi kilkusekundowymi przystankami. Taka metoda trochę na "wleczonego", aby skusić do brania niemrawe okonie. Tą techniką przez pierwszą godzinę łowienia zaliczyłem kilka podejrzanych puknięć w opadzie oraz jakieś agresywniejsze szarpnięcia, których nie zaciąłem. Podejrzewam, że sprawcami tych "brań" mogły być nawet jakieś krąpie i leszcze, których od groma w tym łowisku, i które co chwile łowili wędkarze na stanowiskach w stronę rampy. Przerzuciłem wszystko co miałem w pudełku z miernym rezultatem i jedyne co udało mi się złowić to malutki sandaczyk, którego bardzo szybko wypuściłem. Brak możliwości manewru na łowisku oraz bardzo niesprzyjająca pogoda zmusiły mnie do zakończenia łowienia dość szybko bo koło 9 godziny. Jak mówi stare porzekadło "wędkarstwo uczy pokory"...
...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz